niedziela, 10 lutego 2013


Dziewiędziesiąty.

Rozdział 90.

          Minęło kilkanaście minut. Dalej stałam na środku korytarza w objęciach Justina. Czekaliśmy, aż ktoś wyjdzie z sali i udzieli nam informacji na temat Pattie. Nie minęła minuta, a z sali wyszedł lekarz. Równocześnie z Justem spojrzeliśmy w jego stronę, a ten ze smutną miną pokiwał głową. Domyśliliśmy się co to oznacza. Justin schował głowę w moich włosach i jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął. Jeździłam dłońmi po jego plecach, co chwilę pociągając nosem.
- Przykro mi, ale nic więcej nie mogliśmy zrobić – lekarz podszedł do nas bliżej i utwierdził nas w przekonaniu, że Pattie już z nami nie ma.
          Doktor po chwili odszedł, a ja oderwałam się od Justina. Podszedł do niego Chris, uścisnął się z nim. Zabrałam od Mii Nathana, a ta podeszła do chłopaków, przytulając ich oboje, dając tym Justinowi wsparcie.
          Zdaję sobie sprawę jak przez najbliższe tygodnie, miesiące będzie. Boję się, że Justin się kompletnie załamie, że mógłby sobie coś zrobić. W końcu z mamą miał bardzo silną więź, a teraz ta więź została przerwana. Szkoda mi go i to bardzo. Ja przechodziłam to samo, tylko z ojcem, ale byłam młodsza i głupsza. Wtedy jeszcze nie rozumiałam tego, że więcej go nie zobaczę. Żyłam w przekonaniu, że wyjechał i wróci.
- Jedźmy do domu. Nie ma sensu tutaj dłużej być – powiedziałam, kiedy zobaczyłam narzeczonego i przyjaciół, stojących w ciszy, wpatrujących się w ścianę.
          Zebraliśmy się i opuściliśmy szpital, żegnając się z personelem. Jeszcze dzisiaj będę musiała tutaj wrócić po dokumenty potrzebne do tego, aby pogrzeb się odbył. Wszystko będę musiała sama załatwiać, ponieważ wątpię w to, że Justin będzie w stanie. 
- Chris! – zawołałam go, kiedy wsiadał już do samochodu, na tylne siedzenia.
- No? – odpowiedział, odwracając się w moją stronę.
- Mógłbyś poprowadzić? – pomachałam mu kluczykami przed nosem.
- Jasne – odpowiedział bez entuzjazmu, zabierając ode mnie kluczyki do samochodu. Mia usiadła obok Christiana – na przodzie, a ja usadowiłam się z Nathanem i Justinem na tylnym siedzeniu.
          Podróż do domu mijała w kompletnej ciszy, do czasu, kiedy Nathan zaczął płakać i wiercić się w siodełku. Próbowałam go uciszyć, ale się nie dało.
- Ucisz go do jasnej cholery! – Justin uniósł się na mnie. 
- Proszę cię, nie wydzieraj się na mnie.
- Przepraszam – odparł, kładąc dłoń na moje kolano.
          Minutę później wjechaliśmy na naszą, wspólną posiadłość. Wysiadłam z auta zaraz za Justem. Od razu przeszłam na drugą stronę samochodu i odpięłam wciąż płaczącego Nathana z fotelika.
- No już cię zabieram, nie płacz słonko – skierowałam te słowa do synka.
          Wzięłam go na ręce, a ten się uspokoił. Weszłam z nim do domu i od razu skierowałam się do kuchni. Był czas na to, aby coś zjadł. Z lodówki wyjęłam kaszkę przygotowaną na mleku modyfikowanym, wysoką jakością zbóż i owoców. Nałożyłam ją na talerz i lekko podgrzałam. 
          Kiedy karmiłam małego, do kuchni wszedł Justin. Spojrzałam tylko na niego po czym ponownie zajęłam się karmieniem dziecka.
- Jesteś na mnie zła? Za tą sytuację w samochodzie… – zapytał.
- Nie – odpowiedziałam krótko.
          Odstawiłam talerzyk na bok. Nathan już i tak był najedzony, bo wszystko wypluwał. Obtarłam mu rączki i buzię, ponieważ się upaćkał przy jedzeniu. Ja też umyłam ręce i wyjęłam go z krzesełka do karmienia. Przeszłam z nim do salonu i położyłam na kanapie, ale mały sam podciągnął się do pozycji siedzącej, uśmiechnęłam się szerzej na ten widok. Mogłabym wpatrywać się w niego całymi dniami. Był tak niesamowicie podobny do Justina. Niestety wykonywaną przeze mnie w tej chwili czynność przerwał dźwięk telefonu komórkowego, który został na blacie w kuchni. Szybkim krokiem udałam się do kuchni, ale nie zdążyłam, ponieważ kiedy przyłożyłam telefon do ucha, usłyszałam tylko sygnał. Na ekranie wyświetliło mi się jedno nieodebrane połączenie od Mii.
          Zignorowałam to, a wróciłam do salonu, w którym Just zajmował się Nathanem. Słodko to wyglądało. Stałam, oparta o ścianę, z fascynacją w oczach.
- Chodź do nas – powiedział Justin, kiedy zauważył, że przyglądam się im z zaciekawieniem.
          Tak jak prosił – podeszłam do nich, a Justin poklepał swoje kolana, usiadłam na nich.
- Kocham was najmocniej na świecie – spojrzał na nas z miłością w oczach.
- My ciebie też, prawda słońce? – swój wzrok przeniosłam na synka, a ten wyciągnął do nas rączki.
          Zeszłam z kolan Justina i zabrałam Nathanka.
- Pójdę go położyć – powiadomiłam i udałam się z nim do jego pokoiku.
          Mały był zmęczony, więc uspanie go nie było jakimś wielkim wyczynem. Wystarczyło przejść się z nim kilka razy po pokoju, a ten sam odpłynął. Położyłam go do łóżeczka, przykryłam go kołderką, chwilę przy nim zostałam i przeszłam do naszej sypialni – mojej i Justa. 
          Justin leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Położyłam się obok niego. Dostrzegłam na jego policzkach świeże łzy. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a ten mnie objął.
- Trzeba będzie powiadomić resztę rodziny i znajomych mamy. Trzeba będzie zorganizować porządny pogrzeb, wybrać trumnę… – zaczął wymieniać co trzeba będzie zrobić.
- Wolniej. Wszystko się załatwi, ale musimy wszystko robić po kolei, bo później się w tym pogubimy. – Ja pojadę do szpitala po potrzebne dokumenty, a ty zajmiesz się Nathanem. Kiedy będę miała dokumenty pojadę do Kościoła i kostnicy, a tam wszystko już sami załatwią i podają mi datę pogrzebu. Kiedy będziemy ją znać to dopiero powiadomisz rodzinę i przyjaciół, dobrze? – wytłumaczyłam wszystko w skrócie.
- Jadę z tobą do szpitala – wyrwał nagle.
- Moim zdaniem lepiej będzie jak zostaniesz w domu i trochę ochłoniesz – rzuciłam szybko.
- Jadę – odpowiedział uparcie.
          Przecież nie będę go teraz zniechęcać. Chce jechać, więc niech jedzie.
- Zbierz się i za chwilę wyjeżdżamy. Dam znać Mii, żeby zajęła się Nathanem.
          Justin na moje słowa podniósł się z łóżka i podszedł do szafy z zamiarem wybrania nowych ciuchów. Więcej go nie obserwowałam, ponieważ wyszłam z sypialni. Przeszłam do prawie końca holu i zapukałam do drzwi sypialni Mii. Słysząc ciche „wchodź” weszłam do środka, przymykając za sobą drzwi.
- Zajęłabyś się dzisiaj na 2 godzinki Nathanem? My z Justinem jedziemy do szpitala.
- Nie ma problemu, a jak Justin? – zapytała.
- Załamany jest – odpowiedziałam. – Nathan śpi, więc doglądaj do niego co chwilę – zmieniłam temat.
- Okej – odparła.
          Opuściłam jej sypialnię i wróciłam do swojej. Również wybrałam świeże ciuchy i weszłam z nimi do łazienki, w której przebywał Justin. Pierwszą czynnością wykonaną przeze mnie było całkowite zmycie makijażu, którego nie miałam no sobie zbyt wiele. 
          Kiedy Justin był już ubrany, wyszedł z łazienki bez słowa, a ja włożyłam na siebie ten zestaw. Przeczesałam włosy szczotką i opuściłam łazienkę. 
          W sypialni zastałam, czekającego na mnie Justina, więc razem wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Justin uparł się po raz kolejny dzisiejszego dnia, że to on będzie prowadził. Chciałam mu jakoś dojść do rozumu, że to nie jest dobry pomysł, ale po raz kolejny mnie nie posłuchał.


***

          Wszystko udało nam się załatwić. Co prawda zajęło nam to dużo więcej czasu niż planowane 2 godziny, ale mogłam to przewidzieć. Mia mam nadzieję, że nie pogniewa się o to, że musiała dłużej zaopiekować się Nathanem.
          Data pogrzebu wyznaczona jest na 7 września, czyli za 3 dni. Rozmyślałam nad pogrzebem, wracając z Justinem do domu. Wydaje mi się, że z godziny na godzinę jest bardziej przybity, bardziej załamany. Nie odzywa się…


__________

          Jak mi się nie podoba ten rozdział. To jest absolutny niewypał. Przepraszam, mam nadzieję, że kolejny będzie ciekawszy! Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jesteście KOCHANE <3.

          Pod tym rozdziałem polecę tego bloga:http://canadianswagbieber.blog.onet.pl/ . Jest wspaniały, a teraz powstaje jeszcze druga historia na nim, która zapowiada się jeszcze ciekawiej od poprzedniej. Jestem wielką fanką tego opowiadania, czytam je praktycznie od samego początku! <3

          Te opowiadanie jest równie ciekawe, a dopiero się zaczyna. Zapewniam Was, że jeszcze takiego nie czytałyście! Wchodźcie, czytajcie i zostawiajcie po sobie ślad, bo to naprawdę dodaje chęci do dalszego pisania ; ] –http://loveandhat.blog.onet.pl/


          Mam do Was pytanie. Czy Wy także dostrzegłyście podobieństwo pomiędzy moim blogiem, a innej dziewczyny: http://jess-love-story.blog.onet.pl/ (to jej blog)
Już po samym opisie głównej bohaterki mogłam stwierdzić, że kopiuje moją treść opowiadania :/
          Opis głównej bohaterki mojego bloga:
 Szesnastoletnia dziewczyna, która zawsze przyjaźń stawia ponad wszystko. Kocha sport – on jest jej pasją. Poświęca mu każdą wolną chwilę. Jessica jest typem uparciucha. Zawsze dąży do wyznaczonego przez siebie celu i nigdy się nie poddaje.Lubi towarzystwo swojej jedynej przyjaciółki Mii. Chociaż jest lubiana w szkole to nie ma dużo kolegów. Zawsze w ludziach doszukuje się wad, ale to nie znaczy, że zalet nie dostrzega. Uwielbia imprezy i dobrą zabawę. Jest bardzo sympatyczną osobą. Nienawidzi plastików jak i osób o podobnym zachowaniu. Kiedyś przyjaźniła się z Justinem, ale jak jeszcze nie był sławny. Niestety, kiedy Biebs wybił się na szczyty, przestali się dogadywać, a ich kontakt zaczął się urywać. Jessica, gdy była mała uwielbiała śpiewać i całkiem dobrze jej to wychodziło, ale czy będzie chciała to kontynuować? Jest szczerą osobą. Zawsze mówi to co myśli o kimś lub, o czymś.
          I Jej opowiadania:
Szesnastoletnia dziewczyna, która kocha swoich przyjaciół i przyjaźń stawia ponad wszystko. Kocha sport – to jej pasja. Jess jest typem uparciucha. Zawsze dąży do upragnionego celu i nigdy się nie poddaje. Uwielbia dobrą zabawe i imprezy.Nienawidzi plastików i tego typu osób. Jessica gdy była mała kochała śpiewać i nawet bardzo dobrze jej to wychodziło, ale czy będzie chciała go kontynuować ? Jest szczerą osóbką. Stara się mówić to o czym i o kim myśli.
          Na czerwono zaznaczyłam podobieństwa. Rzuca się w oczy, prawda? Jeszcze bezczelnie poprosiła mnie abym poleciła jej blog! Treść jej bloga bardzo przypomina mi moje początkowe rozdziały. Używa bardzo dużo fragmentów spisanych prosto z mojego bloga. Na szczęścia dorzuca coś swojego. Co o tym myślicie? Tylko ja mam takie urojenie czy Wy także to dostrzegacie?


Osiemdziesiąty dziewiąty.

Zanim zaczniesz czytać, włącz tą piosenkę [klik].

- Coś się stało? – zapytałam, kiedy weszliśmy do kuchni, a tam, przy stole, w kompletnej ciszy siedziała Mia z Chrisem.
- Zabrali… karetka zabrała… – Christian zaczął się plątać, udzielając mi odpowiedzi. Kiedy usłyszałam słowo klucz, a mianowicie „karetka” serce zaczęło mi szybciej bić. Pierwsze co przyszło mi do głowy to „Nathan”. Już chciałam się o niego zapytać, kiedy Mia zaczęła wszystko wyjaśniać od początku.
- Pattie straciła przytomność, wezwaliśmy z Chrisem pogotowie. Zjawiło się dosyć szybko i zabrali ją do szpitala. Nie mogliśmy pojechać.
     Justin, stojący za mną, zaczął wypytywać się o szczegóły. O to do jakiego szpitala ją przewieziono, czy mówili coś o jej stanie… Po kilku minutach Just był już gotowy do wyjazdu, do mamy. 
- Kochanie, uspokój się – poprosiłam, podchodząc do niego. Nic nie odpowiedział, wtulił się we mnie.
- Zaczekaj, pojadę z tobą tylko sprawdzę czy Nathan dalej śpi – Justin pokiwał głową na znak, że mam iść zerknąć na małego, więc tak zrobiłam. Pobiegłam na górę, do naszej sypialni, w której jeszcze Pattie go położyła.
     Leżał na łóżku, spokojnie oddychając, z zamkniętymi oczkami. Musnęłam jego główkę i szczelniej okryłam kołderką. Spoglądając ostatni raz na niego przy drzwiach, przymknęłam je i szybkim krokiem zeszłam na dół.
- Justin czeka na ciebie w samochodzie – powiadomiła mnie Mia.
- Zajmiecie się małym?
- Nie musisz o to pytać. Zaopiekujemy się nim, a wy jedźcie – do rozmowy wtrącił Chris. W odpowiedzi wyszeptałam nieme „Dziękuję” i opuściłam dom.
     Wsiadłam do samochodu, w którym już za kierownicą siedział Just.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł abyś prowadził. Jesteś cały roztrzęsiony – skierowałam się w jego stronę.
- Masz rację – wysiadł z auta. Ja też to zrobiłam. Zamieniliśmy się miejscami.
     Odpaliłam i ruszyliśmy. Dobrze, że wiedziałam gdzie znajduje się ten szpital, bo Justin w dojechaniu by mi nie pomógł. Siedział zamyślony, wpatrując w zmieniający się widok za szybą.
     Po niespełna 10 minutach – dojechaliśmy na miejsce. Szybko opuściliśmy pojazd, zamykając go w biegu. Ruszyliśmy do wejścia. Just zaczął na recepcji wypytywać o Pattie. Dowiedzieliśmy się, że przewieziono ją na oddział neurochirurgii. Wymieniliśmy między sobą zdezorientowane spojrzenia, a recepcjonistka skierowała nas oboje do gabinetu lekarza, który zajął się Pattie po przywiezieniu jej do szpitala.
     W ciszy udaliśmy się do wcześniej wskazanego miejsca. Zapukałam i weszłam do środka, a Justin zaraz za mną.
- Dzień dobry. Nazywam się Justin Bieber, a to moja narzeczona – Jessica. Dzisiaj przywieziono tutaj moją mamę – Pattie Mallette. Co z nią?
- Dzień dobry. Wiele o państwu słyszałem…
- Od kogo? – wtrącił Justin.
- Od pańskiej matki. Wiele opowiadała o was, o waszej rodzinie w ciągu ostatniego miesiąca.
- Jak to? Zaszło jakieś nieporozumienie. Nie mówimy chyba o tej samej osobie. Moja mama została przywieziona tutaj dzisiaj, a nie miesiąc temu.
- Czyli wy nic jeszcze nie wiecie… Ja będę musiał to zrobić… – powiedział tajemniczo lekarz - Pańska matka leczy się w naszym szpitalu od ponad miesiąca, na oddziale neurochirurgii. Ma złośliwego guza mózgu. Niedawno jej stan się polepszył, więc otrzymała przepustkę. Opowiadała, że pojedzie do swojego syna.
- Boże… – szepnęłam przez łzy.
- Co z jej aktualnym stanem zdrowia? – zapytał cicho.
- Jej stan pogarsza się z każdą godziną. Jest źle, a najgorsze jest w tym to, że nie można jej już pomóc.
- Ale… musi istnieć jakiś lek, ona nie może umrzeć – prawie, że wrzasnął Justin.
- Na leki już jest za późno. Jeśli chcecie możecie iść ją odwiedzić. Odzyskała przytomność, ale to nie znaczy, że jest dobrze. W każdej chwili może się poddać.
- Która sala? – zapytał Just.
- Zaprowadzę was – odpowiedział doktor.
     Przybici, wyszliśmy z gabinetu. Udaliśmy się do sali 42. Wchodząc do środka nie zobaczyliśmy uśmiechniętej jak zwykle Pattie, wręcz przeciwnie… Leżała na łóżku z zaszklonymi oczami. Zdawała sobie sprawę, że to już koniec.
- Justin, Jessica – szepnęła przez łzy. Justin od razu podszedł do niej i ją przytulił. Ja zrobiłam to samo, kiedy Just się od niej odsunął. Nie wytrzymałam, wybuchnęłam głośnym szlochem.
- Nie płacz kochanie. Każdego to spotka – uśmiechnęła się smutno. Justin od razu podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie.
- Dlaczego nam wcześniej nie powiedziałaś? – zapytał z wyrzutem, kiedy się uspokoiłam. Lekarz wyszedł z sali, zostawiając nas samych.
- Nie chciałam was martwić. Chciałam wam powiedzieć, ale nie potrafiłam – zaczęła mówić coraz cichszym tonem głosu.
- Kocham cię mamo – oznajmił Justin, chwytając jej dłoń.
- Ja ciebie też synku – odpowiedziała.
- Mam nadzieję, że twój związek z Jess przetrwa wszystkie przeciwności losu, że będziecie szczęśliwi. Będę nad wami czuwała, tam z góry. Nie zapomnijcie o mnie.
- Mamo nie mów tak, ty nie umrzesz! – krzyknął Justin.
- Możecie coś dla mnie zrobić? – Pattie, kiedy dostała od nas potwierdzające odpowiedzi, kontynuowała – Chciałabym na koniec jeszcze zobaczyć Nathanka.
- Pojadę po niego – odpowiedziałam szybko, nie tracąc czasu. Widziałam, że z Pattie jest coraz to gorzej. 
- Pojechać z tobą? – zapytał Justin. Wiedziałam, że chce pobyć jeszcze z mamą, więc zaprzeczyłam.
- Dam radę sama, zaraz wrócę – wyszłam z sali. Będąc obok recepcji ujrzałam lekarza Pattie. Nie wolno było na ten oddział sprowadzać dzieci. Postanowiłam poprosić go o zgodę. Kiedy opowiedziałam historię z tym, że Pattie chce go zobaczyć, dopiero wyraził zgodę. Podziękowałam i biegiem udałam się do samochodu, po drodze, wyciągając z torebki kluczyki…
     Po kilkunastu minutach wbiegłam zdyszana do domu. Mia razem z Chrisem siedzieli na kanapie w salonie.
- I co? – Mia poderwała się z miejsca.
- Pattie ma złośliwego guza mózgu. Jej stan jest krytyczny, chce zobaczyć Nathana. Śpi jeszcze? – nawijałam jak katarynka. Bałam się, że nie zdążę.
- Tak, jest w sypialni – odpowiedziała, a ja szybkim krokiem udałam się na górę.
     Wchodząc do sypialni, od razu skierowałam się w kierunku fotela, na którym leżały ciuszki dla Nathana. Przebierając go, obudził się z płaczem. Chwilę zajęło mi uspokojenie go, ale kiedy mi się to udało to od razu zeszłam z nim na dół.
- Ja jadę – poinformowałam przyjaciół.
- Jedziemy z tobą – odpowiedzieli już zebrani.
- Jak chcecie – odparłam, wychodząc z domu, z małym na rękach. Pozapinałam go w foteliku, na tylnym siedzeniu po czym usadowiłam się w miejscu kierowcy. 
     Mia usiadła obok małego z tyłu, zabawiając go, a Christian dosiadł się na miejsce pasażera, obok mnie. W drodze do szpitala opowiadałam im wszystko, a ci ze zdziwionymi minami słuchali mnie uważnie, nie dowierzając, że to się naprawdę dzieje.


***

     Cicho zapukałam po czym pchnęłam drzwi od sali, w której przebywał Justin z Pattie. Z Nathanem na rękach, weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Wiecznie kłócący się przyjaciele zostali na korytarzu. Na twarzy Pattie od razu ujawnił się szeroki uśmiech. 
- Mogę? – zapytała, wskazując delikatnie głowę na jej wnuka. Położyłam jej go przy sercu, a ta wpatrywała się w niego z zachwytem.
     Mimowolnie ściekła mi łza po policzku, nie starłam jej. 
- Cały Justin – stwierdziła, śmiejąc się cicho. 
     Nagle wszystko zaczęło dziać się w przyspieszonym tempie. Pikanie urządzeń, zabranie przeze mnie Nathana, dłoń Justina, ściskającego jeszcze mocniej dłoń własnej matki, cichy szloch, który wzmagał się z każdą chwilą, ostatnie słowa Pattie, wbiegający lekarze, wypraszający nas z sali…
     Dopiero na korytarzu dotarło do mnie to, że to już koniec. Mia zabrała ode mnie małego. Ja wtuliłam się w Justina. Z ostatkami nadziei, wierzyłam w to, że lekarz wyjdzie i zapewni nas, że jeszcze żyje, że z tego wyjdzie… Niedoczekanie…

******
     Popłakałam się jak głupia przy pisaniu tego rozdziału. Niech każdy kto przeczytał notkę, zostawi po sobie ślad w postaci komentarza, zawierającego opinię na jego temat.
     Jeszcze raz przypominam, że informacje, dotyczące NN na waszych blogach, zostawiajcie w linku „SPAM”, w dole bloga. Dziękuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz