poniedziałek, 11 lutego 2013


Informacja 01

Cóż…to w końcu musiało się stać… zawieszam tego bloga. Naprawdę bardzo za towszystkich przepraszam, ale mam kilka powodów, żeby to zrobić.
Popierwsze: mało osób czyta moje wypociny.
Podrugie: nie mam natchnienia do pisania dalej tego bloga.
Potrzecie: naszła mnie wena na nowe opowiadanie, a jeśli ktoś chce pisać jednoopowiadanie, to nie może się skupić nad pisaniem drugiego… Przynajmniej takjest w moim przypadku.

Niewiem, kiedy wrócę na tego bloga… lub czy w ogóle wrócę… Nie wiem…
Terazpostaram się skupić nad pisaniem innego opowiadania, które znajdziecie tutaj.
Jeszczeraz bardzo za to przepraszam… i do napisania!

Rozdział 3

UWAGA!!!
Proszę o przeczytanie notatki pod rozdziałem!
__________
Poczułam,jak krew odpływa mi z twarzy.
-Jaja se robisz?- spytałam. Chciałam usłyszeć, jak Nikki wybucha śmiechem imówi, że to był tylko niewinny żarcik. Niestety, zamiast tego przyjaciółkarozwiała moje złudzenia, informując mnie, że mówi prawdę.
-Gdzie on jest?- udało mi się wydusić przez zaciśnięte gardło.
-Zabrali go do Good Samaritan Hospital.
-Już tam jadę- burknęłam- I dzięki, że mi o tym powiedziałaś- rozłączyłam się.
Chwyciłamczarną torebkę, w pośpiechu wrzuciłam do niej komórkę i portfel, po czymwystrzeliłam z pokoju, jak z procy.
-Alex, gdzie ty idziesz?- usłyszałam zaskoczony krzyk ojca.
-Do szpitala. Dylan… on… później wam wyjaśnię- zmusiłam się do odpowiedzi. Nietracąc więcej czasu, puściłam się biegiem do najbliższego postoju taksówek.Wsiadłam do pierwszego lepszego auta i podałam kierowcy adres szpitala.Jechaliśmy pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, jednak ja czułam się takjakbyśmy stali w korku. A czas płynął nieubłaganie.
-Czy może pan jechać trochę szybciej- spytałam nerwowo kierowcę.
- Aco? Pali się coś?- nie miałam nastroju na głupie dowcipy mężczyzny.
-Tak- mruknęłam- Moje życie.
Mężczyznazrzucił mi zaciekawione spojrzenie we wstecznym lusterku, jednak ja uparciemilczałam. Nie miałam ochoty wypłakiwać swoich problemów sercowo-życiowychnieznajomemu facetowi. Tym bardziej, że to mógł być jakiś zamaskowany reporter,który tylko czeka na chwile słabości niewinnej dziewczyny. Chyba zaczynampopadać w depresję.
Wyjrzałamprzez szybę na szare ulice i zmokniętych przechodniów. Deszcz osłabł, ale niena tyle, by zamienić się w mżawkę. Wsłuchiwałam się w krople rytmiczniebębniące o szybę. Bum, Bum, bum…

Przewróciłamsię na drugi bok, ciekawa, co mnie obudziło. Dźwięk, jakby coś uderzało w okno.Tak! Znowu usłyszałam to! Powoli zwlekłam się z łóżka po drodze zerkając naswoje odbicie w lustrze. Wyglądałam koszmarnie. Sińce pod oczami i włosysterczące we wszystkie strony! Chwyciłam szczotkę leżącą na komódce i szybkimruchem zaczęłam rozczesywać włosy. Już chciałam się udać do łazienki, kiedyznowu usłyszałam ten dziwny hałas. Podeszłam do okna, rozsunęłam rolety ispojrzałam na otaczający mnie świat. Było jeszcze ciemno, lecz na wschodziezaczynały pojawiać się pierwsze przebłyski słońca. W świetle tych promienizauważyłam jakąś wysoką postać, stojącą pod moim oknem. Zmrużyłam oczy próbującdostrzec, kto to, jednak na nic się to zdało. Otworzyłam okno i wychyliłam się.
-Alex?- usłyszałam dziwnie znajomy męski głos.
-Ktoś ty?- syknęłam- Jeśli jesteś dziennikarzem, który znalazł moje nowe miejscezamieszkania, to – przysięgam – skoczę z drugiego piętra.
Śmiech.Tak, ten ktoś się roześmiał. Czyżby po to tu przyszedł? Żeby sprawić, abyzdesperowana piosenkarka zakończyła żywot skacząc z okna swojego pokoju?
-Ktoś ty?- powtórzyłam pytanie, zdenerwowana jego niespodziewaną reakcją.
- Aja myślałem, że mnie zapamiętasz na dłużej niż parę godzin- nie widziałam jegotwarzy, ale byłam pewna, że chłopak się uśmiecha- Może rozdanie nagród TeenChoice Awards ci coś mówi.
Zmarszczyłambrwi próbując sobie przypomnieć, facetów wtedy poznanych. Gość, który wręczałnagrody? Nie, miał inny głos. Hm…
-Zaraz- w głowie zapaliła mi się żarówka- Dylan? Dylan Taylor?
Jakmogłabym zapomnieć?! Po prostu nie sądziłam, że to się dzieje naprawdę! Wiecie,dziewczyna, która przed chwilą się obudziła i odkryła, że pod jej oknem stoijakiś chłopak, raczej nie myśli racjonalnie.
-Co ty tu robisz?- prawie krzyknęłam- I skąd wiesz, gdzie mieszkam?- dodałamciszej, żeby nie obudzić rodziców.
-Wiesz, spodziewałem się cieplejszego powitania- podszedł bliżej okna. Dopieroteraz dostrzegłam jego twarz, dokładnie taką, jaką sobie zapamiętałam- Co dotwojego drugiego pytania… hm… mogę powiedzieć ci tylko tyle: mam swoje źródła.
- Ale,po co tu przyszedłeś?
-Cóż… chciałem się tobą zobaczyć.
-Gościu, jest szósta rano- powiedziałam, wcześniej zerkając na budzik leżący napółce z książkami.
-No i co z tego- pomimo półmroku panującego w ogrodzie, zobaczyłam, jakłobuzerski uśmiech pojawia się na jego twarzy- Czy godzina to jakiś problem,sprawiający, że nie pójdziesz ze mną na spacer po parku?
- Niewydaje mi się- uśmiechnęłam się- Daj mi minutkę.
Pobiegłamdo łazienki, gdzie szybko ubrałam się i zrobiłam sobie lekki makijaż.Przyjrzałam się sobie w lustrze. Po chwili wahania zmyłam makijaż i – jak tomówią – postawiłam na naturalność.
Wychodzącnabazgrałam na kartce papieru, krótkie wyjaśnienia dla rodziców, że poszłam naspacer i żeby nie czekali na mnie ze śniadaniem. Wyszłam z domu najciszej, jaktylko mogłam. Dylan czekał już na mnie.
-Cześć.
-Cześć. Następnym razem zrób coś bardziej efektownego niż zakradanie się pod mójdom o szóstej rano- przyjacielsko trąciłam go w ramię.
- Aja myślałem, że już bardziej efektowny być nie muszę!
-Tylko na tyle cię stać? Z kim ja się zadaję?!
Wybuchnęliśmyśmiechem. Przez resztę drogi do parku rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Co tu dużoopisywać? Było fajnie. Z Dylanem gadało mi się lepiej niż z Nikki. A to mogłosię stać po prostu cudem!
-Świetnie się bawiłam- powiedziałam dwie godziny później, kiedy Dylanodprowadził mnie pod dom.
-No mam nadzieję- chłopak zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi- I liczę nato, że wyjdziesz ze mną jeszcze gdzieś.
-No… jeśli nie będziesz mnie budził z rana to zastanowię się nad twojąpropozycją- droczyłam się z nim.
Uśmiechnęliśmysię do siebie. Chciałam wejść do domu, jednak coś sprawiło, że nie byłam wstanie ruszyć się z miejsca. Patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam, jak motylewypełniają mój brzuch. Czułam się, jak w jakimś filmie romantycznym, których –powiem szczerze – nie trawię. No, wiecie, miłość od pierwszego wejrzenia,spacerki po plaży i te sprawy. I oczywiście pocałunki, bo bez nich film byłbyjakąś tandetną podróbą.
Nie,nie chciałam, żeby on mnie pocałował! Przecież miłość od pierwszego wejrzeniaistnieje tylko w bajkach!
Jednak,kiedy pomyślałam o tym tak na serio, to… cóż… poczułam pewną ekscytację. Iwtedy to się stało. Nachylił się nade mną i delikatnie mnie pocałował. Zamiastsprzeciwić się, zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam pocałunek.
Tobyło takie… magiczne. Czułam się tak jakby czas się zatrzymał, a cały otaczającynas świat przestał istnieć. Byliśmy tylko my.
Kiedyw końcu się od siebie oderwaliśmy, nogi miałam jak z waty. Dylan objął mnieramieniem. Przytuliłam się do niego, chcąc, aby ta chwila trwała wiecznie.
-Do zobaczenia- szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłamsię i weszłam do holu. Rodzice siedzieli w kuchni. Mama popijała ziołowąherbatę, a tata czytał gazetę. Oboje podnieśli oczy, kiedy tylko wkroczyłam dopomieszczenia.
-Coś ty taka wesoła?- zagadnęła mnie mama- Jeszcze wczoraj narzekałaś, że maszdość wszystkiego, a dziś widzę cię wracającą z „samotnego spaceru” z jakimśchłopakiem- dostrzegłam w jej oczach figlarny błysk- No opowiadaj, kto to taki?
Namoją twarz wpełzł rumieniec.
-Chłopak?- tata zmarszczył brwi- Jaki znowu chłopak?
-Eee… to Dylan… Dylan Taylor…- wyjąkałam, jeszcze bardziej czerwieniąc się.
-Co? Ten piosenkarz?!- ojciec odłożył gazetę- Chyba już rozmawialiśmy na tentemat?! Wiesz, że takie typki robią wszystko dla kasy i popularności! Przecież…
-Harry!- mama wkroczyła do akcji- Daj jej spokój! Jest rozsądną dziewczyną i nieda się wykorzystywać!
-Dlaczego ty jej zawsze bronisz?!
Podczas,gdy rodzice się kłócili, ja wymknęłam się z kuchni i pobiegłam do swojegopokoju.
Niktnie mógł zepsuć mojego szczęścia.

- Halo?Panienko?- poczułam jak ktoś trąca mnie w ramię. Otworzyłam oczy. Znajdowałamsię w taksówce, a kierowca patrzył na mnie zatroskany z przedniego siedzenia.
-Dojechaliśmy do Good Samaritan Hospital.
Szybkozapłaciłam mężczyźnie i biegiem pokonałam parking szpitalny. Zdyszana wpadłamdo holu i podbiegłam do pielęgniarki, idącej korytarzem.
-Przepraszam, w której sali znajduje się Dylan Taylor?- wydusiłam. Siostraobrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.
-Czy należysz do rodziny pacjenta?- padło pytanie.
-Nie, jestem jego byłą dziewczyną- wypowiedzenie tych słów, sprawiło mi ból,gorszy od tego, jaki wywołało zerwanie z Dylanem.
-Dylan znajduje się w sali 233 na drugim piętrze- odparła pielęgniarka- Niestetynie można go teraz odwiedzać. Na wszystkie pytania odpowie doktor Joyce. Proszęna niego zaczekać w poczekalni.
Zrezygnowanausiadłam na plastikowym krzesełku w kolorze soczystej pomarańczy. Nie wiem ileczekałam na doktora Joyce’a. Dla mnie było to kilka godzin, alerównie dobrze mogło to być dziesięć minut.
-Witam, nazywam się Tim Joyce- zaczął- Odpowiem na pani pytania związane znaszym pacjentem, Dylanem Taylorem.
-W jaki… w jaki sposób on… próbował się zabić?- zapytałam.
-Podciął sobie żyły. Na szczęście w porę znalazł go jego przyjaciel i wezwałpogotowie.
-Jak Dylan się czuje?- zadrżał mi głos.

- Udało nam się ustabilizować jego stan, niestetynie jest dobrze. Stracił dużo krwi, co doprowadziło do wstrząsu hipowolemicznego.

-Wstrząsu hipowolemicznego?

-Tak. Wstrząs hipowolemiczny spowodowany jest względnym lub bezwzględnymzmniejszeniem objętości krwi krążącej.

Pokiwałamgłową, na znak, że rozumiem.

-Czy będę mogła go odwiedzić?

-W tej chwili jest to niestety niemożliwe- doktor spojrzał na mnie zewspółczuciem- Ale kiedy tylko będzie można od razu panią o tym poinformuję.Teraz może pani wrócić do domu, chyba, że woli pani zaczekać…

-Zaczekam- przerwałam mu.

-Dobrze, ale to może potrwać nawet kilka godzin…- widząc moją zdeterminowanąminę wzruszyła ramionami- Jak pani chce, panno…?

-Ryan.

-Panno Ryan. Czy ma pani jeszcze jakieś pytania?

Pokręciłamprzecząco głową. Doktor Joyce wrócił do swojego gabinetu, a ja bezmyślniewpatrywałam się w podłogę. Łzy ciekły mi po twarzy. Nie przejmowałam się tym,że ktoś może mnie zobaczyć zapłakaną. Po prostu siedziałam w jednej pozycji, aw mojej głowie kłębiły się pytania. Dlaczego Dylan podciął sobie żyły? Czy toprzeze mnie? Czy to ja sprawiłam, że on chciał się zabić?

Naglepoczułam, jak ktoś mnie obejmuje. Podniosłam oczy i ujrzałam znajomą twarz.
-Nikki?- wychrypiałam.
-Ciii…- szepnęła kołysząc mną- Przyjechałam tu zaraz po tym, jak do ciebiezadzwoniłam. Nie mogłam cię zostawić samej w takiej sytuacji.
-Dziękuję…
Przytuliłyśmysię do siebie, obie zapłakane.
- Wjakim on jest stanie?- spytała mnie przyjaciółka. Powtórzyłam jej to, copowiedział mi doktor Joyce i zamilkłam.
-Nie martw się, wszystko się jakoś ułoży- Nikki potrząsnęła głową- Czasami żadnesłowa nie wystarczą, żeby kogoś pocieszyć- dodała ze smutkiem.
Uśmiechnęłamsię przez łzy.
Przeznastępne trzy godziny siedziałyśmy w milczeniu. Nikki zasnęła z głową opartą ooparcie krzesła, ja nie byłam w stanie przestać myśleć o Dylanie. A co jak onnie przeżyje? Co wtedy?
-Panna Ryan?- usłyszałam nad swoją głową. Przede mną stała pielęgniarka.
-Tak. To ja. O co chodzi?- zerwałam się na równe nogi.
-Może pani odwiedzić Dylana Taylora. Ale proszę nie siedzieć u niego za długo.
-Dobrze. Dziękuję- powiedziałam cicho. Pielęgniarka odeszła, a Nikki znalazłasię przy mnie.
-Co się stało?
-Mogę go odwiedzić- szepnęłam.
-Chcesz, żebym poszła z tobą?
Skinęłamgłową i we dwie ruszyłyśmy w stronę windy. Szybko znalazłyśmy salę 233.Zatrzymałam się przed drzwiami.
-Ja tu poczekam, ty idź- przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.Chciałam odwzajemnić uśmiech, jednak wyszło z tego coś na kształt grymasu.
Cichootworzyłam drewniane drzwi.
__________
Po pierwsze: chciałabym wiedzieć ile osób czyta moje wypociny, więc niech każdy, kto przeczytał ten rozdział zostawi pod nim komentarz.
Po drugie: jeśli ktoś chciałby być powiadamiany o nowych rozdziałach niech mi to napisze (pamiętając o pozostawieniu kontaktu!).
Po trzecie: nie mam co czytać, więc jeśli ktoś z Was pisze jakieś opowiadanie, to niech zostawi link w komentarzu. Na pewno zajrzę, a jeśli blog przypadnie mi do gustu  będę jego stałą czytelniczką :) 

A teraz na temat rozdziału.
Hm… nie jestem nim zbyt zachwycona. Kiedy go przeczytałam, do głowy przyszło mi tylko jedno słowo, określające go: nudny. Ale cóż poradzić? Czasem w opowiadaniach pojawiają się mało interesujące momenty.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale trochę czasu zajęło mi szukanie informacji na temat wstrząsu hipowolemicznego. A poza tym – przeprowadzam się, więc nie mam zbyt dużo czasu na pisanie.
Cóż – to by było na tyle.
Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz