[17] „Nie chcę się z tobą rozstawać.”

     Zasnęłam słuchając kojącego głosu Justina. Żałowałam, że chciałam odejść i zostawić ludzi, którzy mnie kochają. Nie wiem,jak mogłam myśleć o tym, żeby się zabić, dopiero teraz to wszystko do mnie dociera. Zrozumiałam, że Justin naprawdę mnie kocha i mu na mnie zależy, a ja na początku tego nie zauważyłam.Wiedziałam, że przy nim będę szczęśliwa. Szkoda tylko, że musiałam stanąć na granicy życia i śmierci, żeby zrozumieć jakie życie jest cenne,że kocham i jestem kochana. Już nie odwrócę czasu, choć bardzo bym tego chciała. Czuję się idiotycznie ze świadomością tego, że chciałam odebrać sobie życie. Przecież ludzie walczą z nowotworami, z kalectwem, a ja przez taką banalną– w porównaniu do tego z czym muszą borykać się inni ludzie – sprawę, mogłam z własnej głupoty być na tamtym świecie.
     Obudziłam się, a Justina już nie było, był natomiast mój tata, który był naprawdę zmartwiony.
-Destiny?- usłyszałam jego zatroskany głos. -Dlaczego chciałaś się zabić? – zapytał ze łzami w oczach. -To wszystko przez tych dwóch…
-Tato,nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziałam osłabiona iodwróciłam wzrok.
-Kiedyś będziesz musiała.
-Gdzie Justin? – zapytałam choć nie byłam pewna czy to pytanie był oskierowane do właściwej osoby.
-Siedzi na korytarzu. To nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie.
-Jeszcze niedawno mówiłeś coś innego.
-Wtedy nie wiedziałem jak bardzo cię skrzywdził.
-Gdyby nie Justin, nie byłoby mnie tutaj, on mnie uratował, gdyby przywiózł mnie do szpitala kilka minut później,zapadłabym w śpiączkę – odpowiedziałam łamiącym się głosem,a po moim policzku spłynęła łza.
-Masz rację, nie byłoby cię tu, gdyby on nie pojawił się w twoim życiu.
-Tato!Mam ci przypomnieć, jak miłość wyprowadziła cię w pole –spojrzałam na niego.
-Przepraszam,ale dobrze wesz, że gdybyś mnie zostawiła, to ja bym się załamał.Nie mam nikogo, jesteś moją małą córeczką, jesteś dla mnie najważniejsza.
-Tak,wiem, obiecuję, że już nigdy nie zrobię takiego głupstwa –uśmiechnęłam się blado.
-Zostawię cię samą, odpoczywaj.
     Poch wili zostałam w pomieszczeniu sama, przymknęłam oczy i zasnęłam.Byłam zmęczona i osłabiona, potrzebowałam snu.
     Śniłam o Justinie, nie był to zbyt przyjemny sen, kłóciliśmy się,byliśmy w jakimś ogromnym salonie, tłukliśmy wazony, ramki ze zdjęciami i wszystko co było pod ręką. Z moich oczu leciały łzy,byliśmy zdenerwowani, nie wiedziałam o co poszło, ale to było koszmarne. Krzyczeliśmy na siebie i nagle wszystko zniknęło.Widziałam tylko Justina samotnie siedzącego na plaży. Wiał silny wiatr, a szatyn siedział nieruchomo i wpatrywał się w zachodząc esłońce. Był smutny, poznałam to po jego oczach. [...]
     Nie wiem, co było dalej, bo obudził mnie ktoś, kto pojawił się w pomieszczeniu. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam moją zmartwioną przyjaciółkę.
-Przepraszam,obudziłam cię – stwierdziła siadając obok mojego łóżka.
-Daj spokój, nie mogę ciągle spać – uśmiechnęłam się.
-Jak mogłaś mi to zrobić? – uniosła się.
-Czy teraz wszyscy będą mnie potępiać za to co zrobiłam?
-Nie chcę cię potępiać, chcę zrozumieć…
-Ale co tu jest do rozumienia?
-Masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają, jak mogłaś tak po prostu wszystkich zostawić?
-A ty?Co byś zrobiła, gdybyś dowiedziała się, że twój chłopak nie jest tym, za którego się podaje? – zapytałam i spróbowałam się podnieść, ale od razu tego pożałowałam,bo przeszywający ból brzucha mi to uniemożliwiał.
-Przepraszam,nie powinnam – powiedziała łamiącym się głosem, a po chwili zaczęła płakać, nie rozumiałam jej reakcji.
-Hej,czemu płaczesz?
-Tak po prostu, bez powodu. To znaczy, bo wiesz, to ja dałam Justinowi adres i on pojechał tam za tobą, może gdybyście się nie spotkali to…- znów wybuchła płaczem.
-…tonie zrozumiałabym ile dla mnie znaczy. Powinnam być ci wdzięczna –uśmiechnęłam się.
-Więc teraz rozumiem dlaczego on przez cały czas siedzi na korytarzu.Nawet sobie nie wyobrażasz jak się o ciebie martwi. Ma wyrzuty sumienia i wciąż się obwinia.
-Stwierdziłaśto po jednym spojrzeniu na niego? – zapytałam, a Alice tylkotwierdząco pokiwała głową.
     Rozmawiałyśmy tak jeszcze przez jakąś chwilę, nie zjeżdżając na temat mojej próby samobójczej, to dobrze, bo przez najbliższy czas, a w sumie to nigdy nie będę chciała o tym rozmawiać. To drażliwy temat, a ja nie chcę do tego wracać. W tamtym momencie chciałam tylko wrócić do domu i znów żyć tak, jak kiedyś, być normalną nastolatką. Miałam zamiar skończyć szkołęi miałam nadzieję, że pomimo tych moich wszystkich nieobecnościmi się to uda. Później chciałam wybrać się na jakieś studia… A potem? Moim jedynym marzeniem, było spędzić resztężycia z moim ukochanym – przystojnym, brązowookim szatynem zaksamitnym głosem i wielkim sercem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam coprzyniesie mi przyszłość, nie wiedziałam, że te plany są takieodległe, że mogą się nie spełnić, nie byłam świadoma tego, żeto wszystko w każdej chwili może pęknąć jak bańka mydlana.[...]
     Z rozmyślań wybudził mnie Justin, który nareszcie mnie odwiedził, kiedy zobaczyłam jego uśmiech, od razu poprawiło się moje samopoczucie. Jednak kiedy podszedł bliżej, zobaczyłam najego twarzy zmęczenie.
-Co ty tu jeszcze robisz? – zapytałam całkiem poważnie, a z jego twarzy momentalnie zniknął uśmiech. -Powinieneś być teraz w domu i odpoczywać, żeby później móc ze mną spędzić więcej czasu – widziałam jak na jego twarzy pojawia się ulga.
-Właśnie miałem zamiar jechać do domu, ale nie mogłem się oprzeć i nieprzyjść cię zobaczyć – uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. -Kiedy tu przyszedłem, byłaś jakaś zamyślona…
-Myślałam o przyszłości… – odparłam nie wnikając w szczegóły.
-A czy jest dla mnie jakieś miejsce w twojej przyszłości? – zapytał znadzieją.
-No właśnie tak się nad tym wszystkim zastanawiałam i stwierdziłam,że to nie będzie moja przyszłość, tylko nasza – uśmiechnęłam się delikatnie, a Justin od razu się rozpromienił. – Wiesz, jak wczoraj powiedziałeś, że umrę jako staruszka i że zrobimy sobie gromadkę dzieci, to ja naprawdę tego zapragnęłam.
-Chcesz mieć ze mną dzieci? – zapytał jakby nie do końca w to wierzył.
-Oczywiście jeszcze nie teraz, ale kiedyś…
-Wyobrażasz sobie taką małą dziewczynkę, śliczną taką jak ty, a zdolną jak ja… – zaśmiałam się.
-Co ontu robi? – do pomieszczenia wparował Tommy, żadne z nas się go tutaj nie spodziewało. – Mało, że przez niego omal się nie zabiłaś, to teraz siedzisz z nim ot tak. Jaki kit tym razem ci wcisnął? – spojrzałam na Justina, posmutniał, sama zauważyłam wyrzuty sumienia na jego twarzy, o których mówiła Alice. – Masz pewność, że znów czegoś nie odwali?
-Tom!Uspokój się, jak na razie to ty jesteś tu osobą, któranie jest mile widziana.
-Zostawię was…- Justin puścił moją dłoń i chciał wstać.
-Siedź tutaj – nakazałam mu, poczułam silny ból brzucha, znowu.Wzięłam głęboki oddech i trochę się uspokoiłam.
-Wszystko dobrze? – pokiwałam twierdząco głową. Justin znów złapał mnie za rękę, a ja mocno ją uścisnęłam.
-Zależy mi na tobie i nie pozwolę, żeby jakiś gnojek znów cię zranił.
-Według mnie to ty jesteś gnojkiem skoro masz dziewczynę, a mówisz mi, że ci na mnie zależy.
-Ta dziewczyna mogłaby być dla mnie kimś ważnym jak ty, ale nie jest tobą…
-Wyjdź– krzyknęłam o pożałowałam, bo mój brzuch znów zaczął mi dokuczać.
-Ale…Nigdynie przestałem o tobie myśleć.
-Wyjdź– powtórzyłam, dopiero teraz wykonał moje polecenie, był widocznie oburzony tym, że tak go potraktowałam.
-Przepraszam– usłyszałam z ust Justina. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich łzy. -Za wszystko. Jestem beznadziejny, jestem ofiarą losu.Przeze mnie ciągle dzieje się coś złego w twoim życiu. Czuję się jak… – przytknęłam palec do jego ust.
-Ciii….Kocham cię takiego jakim jesteś. I nigdy więcej nie mów, że jesteś beznadziejny, z ofiarą losu nie chciałabym spędzić reszty życia – pogładziłam dłonią po jego policzku. – A teraz jedźdo domu, wyśpij się i przyjedź do mnie jutro, wypoczęty –wyszeptałam
-Nie chcę się z tobą rozstawać.
-Jutro się zobaczymy – powiedziałam gładząc jego policzek.
-Będę tęsknił – zbliżył się do mnie i musnął delikatnie moje usta.Uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi, po chwili już go nie było. Przymknęłam oczy i starałam się zasnąć. Usłyszałam, że ktoś znów pojawił się w sali, więc otworzyłam oczy.Uśmiechnęłam się ponownie widząc twarz Justina w progu.
-Zapomniałeś czegoś? – zapytałam, a on twierdząco pokiwał głową i podszedł do mojego łóżka. Pocałował mnie, ale tak inaczej. Oderwał się ode mnie niechętnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Zapomniałem ci powiedzieć, że bardzo, bardzo cię kocham – uśmiechnął się.
     Tym razem wyszedł z pomieszczenia i już się nie wracał. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi i gdyby nie to, że czuję się jak z krzyża zdjęta, to byłoby idealnie. Jednak wierzę, że wszystko może się jeszcze ułożyć, że będę żyła jak księżniczka, długo i szczęśliwie. Mam nadzieję, że te marzenia nie są nierealne, jeśli za dużo wymagam, to już nawet nie muszę,żyć jak księżniczka, wystarczy, że będę miała Justina. Takie małe szczęście dodające człowiekowi skrzydeł. Przejdziemy przez to razem, przez te wszystkie komplikacje, już i tak dużo przeszkód spotkaliśmy, więc chyba wystarczy. Zastanawiało mnie jednak, co się stało z Matthew, jak to teraz będzie. W pewnym sensie on mnie zranił, ale może gdyby nie to wszystko, to nie nauczyłabym się tak kochać, kochać całym sercem. A Tommy? Co on w ogóle odwalił? Wszystkiego bym się po nim spodziewała, ale nie tego, co zrobił dzisiaj. Przecież… Zresztą nie powinno mnie to obchodzić,za dużo złych rzeczy mnie spotkało, gdy z nim byłam, więc nawet gdyby teraz okazałby się najwspanialszym i najukochańszym facetem,to nie chcę mieć z nim już nic wspólnego. Nie rozdrapuje się starych ran i nie chcę tego robić, jednak wciąż nie mogę pojąć tego jak on mógł się tak zachować. [...]
     Po raz kolejny drzwi do mojej sali się otworzyły i pojawił się w nich mój lekarz prowadzący. Podszedł do mojego łóżka,spojrzał na kartę, coś w niej zapisał, po czym spojrzał na mnie.Zupełnie nie wiem dlaczego, ale jego spojrzenie mówiło mi,że to, co za chwilę powie, nie będzie dla mnie miłe, a może po prostu jestem przewrażliwiona, może przez to wszystko, zaczynam wszystko widzieć w czarnych kolorach…[...]
~~~~~~~~
No przepraszam, że tak późno dodaję, ale ostatnio nawet nie mam czasu się podrapać więc wybaczcie.
W ogóle to gdyby nie Karolina, moja ulubiona, kochana czytelniczka (wszystkich was lubię, ale z nią siedzę w ławce i biję się z nią na przerwach, więc się nie obrażajcie), no także gdyby nie jej szantaż to by nowego rozdziału nie było. Brawo dla Karoliny za dar przekonywania.
Żeby nie było to rozdział z dedykacją dla Karolinki, fajnej dziewczynki…
No także jeszcze raz przepraszam.
No i muszę wam też powiedzieć, że poje opóźnienie w dodawaniu rozdziału jest spowodowane tym, że pracuję nad nowym opowiadaniem i nowym blogiem zwiastunem i w ogóle. I powiem wam też, że jak nie macie weny, to idźcie do kościoła, na kazaniu wymyśliłam prawie całe opowiadanie tak piąte przez dziesiąte. Ja wiem co mówię…
Dodam tylko, że czytając opowiadania niektórych ludzi, popadam w depresję i stwierdzam, że jestem beznadziejna.
Dziękuję za uwagę.
Do następnego.
Rozdział był beznadziejny, wiem, nie musicie pisać, ale jak już chcecie…
Pozdrawiam.
@WaitForYourLove

[16] „Życie bez niej nie miałoby dla mnie najmniejszego sensu.”

-Kocham Cię Justin – usłyszałem w słuchawce jej łamiący się głos, ana sercu zrobiło mi się cieplej.
-Proszę cię nie rób głupstw – powtórzyłem, ale Destiny już tego nie usłyszała, bo się rozłączyła.
     Musiałem działać, wiedziałem, że Destiny nigdy nie rzuca słów na wiatr. Wiedziałem, że jest zdolna do wszystkiego, ale przecież nie mogła się tak po prostu zabić i odejść. Nie mogła mnie zostawić, nie mogła zostawić swojej rodziny. Może nie powinienem tego mówić, ale jest egoistką, przecież chciała wszystkich zostawić.
     Na szczęście wiedziałem, że Destiny wróciła i pojechałem za nią. Nieważne w jaki sposób się tego dowiedziałem, bo chyba nie powinienem się przyznawać do tego, że ją śledziłem.Byłem blisko celu, nie więcej niż pół godziny drogi, ale pół godziny w tym przypadku to mogło być za długo, mogłem nie zdążyć. Ale musiałem być dobrej myśli. Musiałem zdążyćją uratować, musiałem zdążyć zanim będzie za późno.
     Jechałem coraz szybciej, czułem jak podwyższa mi się poziom adrenaliny we krwi. Byłem zdeterminowany, musiałem ją uratować, to było w tej chwili najważniejsze.
     Kiedy po dwudziestu minutach wysiadłem z samochodu, zobaczyłem jej samochód, czyli naprawdę tu była. Wszedłem w głąb parku.Rozglądałem się na wszystkie strony, było już ciemno, a ja nie pomyślałem o tym, żeby zabrać ze sobą latarkę. W końcu zauważyłem sylwetkę blondynki opartej o konar drzewa. Podbiegłem do niej i wziąłem jej twarz w dłonie, była nieprzytomna.
-Destiny,obudź się – potrząsnąłem nią, ale ona nie zareagowała, bałem się, że ja tracę. -Destiny, nie zostawiaj mnie, kocham cię –wziąłem ją na ręce, a z jej dłoni wypadło pudełko po tabletkach, schowałem je do kieszeni i biegiem ruszyłem z nią w stronę samochodu. Położyłem ją na tylnym siedzeniu, a sam usiadłem za kierownicą. Drżącą ręką włożyłem kluczyk do stacyjki i odpaliłem samochód. Musiałem jak najszybciej dojechać do szpitala. Wiedziałem, że Destiny jeszcze żyła, ale była nieprzytomna, nie wiedziałem ile wzięła tych tabletek, a jak się domyśliłem były to tabletki nasenne.
     Odwróciłam się i spojrzałem na Destiny, leżała taka niewinna i bezbronna, tonie mogło się tak skończyć, ona nie mogła umrzeć, miała przed sobą całe życie. Czułem się winny, to przeze mnie, wszystko przeze mnie…
     Dojechałem pod szpital, zatrzymałem samochód, wziąłem Destiny na ręce i pobiegłem z nią w stronę drzwi. Zacząłem wołać lekarza, ale nikt nie reagował, więc zacząłem krzyczeć głośniej i dopiero wtedy ktoś mnie usłyszał i mi pomógł. Nie wiem co działo się później, bo byłem tak roztrzęsiony, że nie wiedziałem gdzie jestem. Pamiętam jedynie miły głos pielęgniarki, którastarała się mnie uspokoić, a kiedy słowa już nie wystarczały,podała mi leki uspakajające.
     Siedziałem na korytarzu czekając na jakąkolwiek wiadomość o stanie Destiny,nie mogłem tak siedzieć bezczynnie, myślałem, że za chwilę zwariuję. Kiedy usłyszałem otwierające się drzwi do sali,gwałtownie wstałem.
-Co z nią? – zapytałem lekarza.
-Nie mogę powiedzieć panu niczego konkretnego – odpowiedział i tak po prostu sobie poszedł.
     Oparłem się o ścianę i się po niej osunąłem, musiałem czekać, bo zostało mi tylko czekanie i modlitwa.
-Justin!- usłyszałem i odwróciłem głowę. Każdego bym się tu spodziewał, ale nie mojego brata.
-Co ty tu robisz? Jak się dowiedziałeś…
-Nie pytaj! Co z nią?
-Nie chcą mi niczego powiedzieć.
-Będzie dobrze – usiadł obok mnie. Nie było widać po nim, że się przejmował, on nigdy się niczym nie przejmuje.
-Nicnie będzie dobrze, mogliśmy ją zabić, ona może przez nas umrzeć– powiedziałem łamiącym się głosem. -Zjebaliśmy sprawę…
-Bez przesady – powiedział obojętnie.
-Bez przesady? Ty chyba nie wiesz co mówisz!
-Sam się zgodziłeś na ten układ. Nikt cię do tego nie zmuszał.
-Zgodziłem się, bo Destiny to wspaniała dziewczyna, a ty chciałeś ją wykorzystać. Ale jednak pierwszy raz zrobiłeś coś dla mnie, no może nie chciałeś mnie uszczęśliwić ani nic z tych rzeczy, ale wiedziałeś, że mi na niej zależy i nie zrobiłeś czegoś, żeby znów pokazać, że jesteś lepszy…
-Ja lepszy? – zapytał zdziwiony.
-A nie?Wszyscy wciąż powtarzają jaki to Matthew jest wspaniały, Matthew jest idealny, Matthew świetnie śpiewa, Matthew jest sławny i wszyscy go kochają. Nie widzisz tego? Dosyć, że jesteś idealny,to jeszcze na każdym kroku starasz się mnie upokorzyć – Matt spojrzał na mnie tak, jakbym nie wiedział o czym mówię.
-Nie wiedziałem, że tak się czujesz – powiedział łagodnym tonem,którego chyba jeszcze nigdy nie słyszałem z jego ust.-Zawsze chciałem być lepszy, bo ci zazdrościłem – prychnąłem.
-Mi?Niby czego? Tego, że jestem taką ofiarą losu?
-Nie.Zazdrościłem ci tego, że potrafisz grać na gitarze i innych instrumentach, ja pomimo tego, że się uczyłem, to nie potrafiłem niczego zagrać, a tobie wszystko przychodziło z taką łatwością.Pierwszy nauczyłeś się czytać, jeździć na rowerze… A wieszczego zazdrościłem ci najbardziej? – spojrzałem na niego. -Tego,że miałeś lepszy kontakt z mamą. Denerwowało mnie to, że zawsze się z tobą bawiła i z tobą rozmawiała, oczywiście ze mną też spędzała czas, ale i tak zawsze miałem wrażenie, że ciebie kochała mocniej. Może to śmieszne, ale zazdrościłem ci nawet tego, że gdy wieczorami opowiadała nam bajki, to siadała na twoim łóżku.
-Mama zawsze traktowała nas tak samo.
-Uwierz mi, nie zawsze.
-Więc przepraszam jeśli masz przeze mnie smutne wspomnienia z dzieciństwa– powiedziałem obojętnie. -Ja wcale nie mam lepszych…
-Oboje od zawsze uprzykrzaliśmy sobie życie, więc może czas zakopać topór wojenny?
-A to wróci zdrowie Destiny?
-Nie,ale może w końcu będziemy braćmi…
-Nagle okazuje się, że potrafimy ze sobą rozmawiać, szkoda, że tak późno się opamiętaliśmy.
-Lepiej późno niż wcale.
     Zobaczyłem jak wyciąga do mnie dłoń, nigdy bym się tego po nim nie spodziewał, nigdy bym nie pomyślał, że to on jako pierwszy wyciągnie do mnie rękę na zgodę. Spojrzałem na niego i uścisnąłem jego dłoń. Poczułem jakąś taką ulgę, ulgę, że nareszcie nie będę musiał się martwić o to, czy mój brat mnie upokorzy po raz kolejny.
-Zobaczysz,wszystko będzie dobrze – poklepał mnie po ramieniu.
-Musi,nie wybaczyłbym sobie, gdyby Destiny umarła. Cholera, ona musi żyć– złapałem się za głowę.
-Kochasz ją – stwierdził.
     Drzwi do salonu się otworzyły i pojawił się w nich lekarz z powagą na twarzy, podniosłem się i stanąłem obok niego.
-Jest pan kimś z rodziny? – zapytał, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Jestem jej…chłopakiem.
-Proszę powiadomić jej rodziców lub opiekunów.
-Oczywiście,ale co z nią? Mogę ją zobaczyć? – zapytałem błagalnym tonem.
-Może pan wejść na pięć minut. Jest osłabiona, więc proszę jej nie zamęczać. Zrobiliśmy jej płukanie żołądka, ale na szczęście dziewczyna nie wzięła tych tabletek dużo, w innym wypadku, mogłaby nawet zapaść w śpiączkę…
-Rozumiem i dziękuję – odwróciłem się do Matta.
-Idź do niej, a ja jakoś delikatnie spróbuję poinformować jejojca.
     Nigdy bym nie powiedział, że w najtrudniejszej chwili mojego życia,będzie przy mnie właśnie mój brat. Przecież jeszcze kilka dni temu się nienawidziliśmy, a teraz?
      Niepewnie otworzyłem drzwi do sali i zobaczyłem bladą Destiny, która wyglądała jak cień samej siebie, choć nawet wtedy była dla mnie najpiękniejszą istotą na ziemi. Usiadłem obok jej łóżka i złapałem ją za rękę, która ona zabrała.
-Dlaczego chciałaś to zrobić? – dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę i obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem. -Dobrze wiesz jak bardzo cię kocham.
-Po co mnie ratowałeś? Nie rozumiesz, że już nie chcę żyć –wyszeptała i wtedy zauważyłem, że po jej policzkach spływały łzy.
-Kocham cię, nie mogłem tak po prostu pozwolić ci odejść –powiedziałem łamiącym się głosem.
-Ale janie chcę żyć, zrozum… – otarłem łzy z jej policzków i się do niej zbliżyłem, spojrzałem jej w oczy, w których było tyle bólu. Zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej i delikatnie musnąłem jej usta.
-Kocham cię – powiedziałem po raz kolejny.
-Dlaczego to zrobiłeś? Teraz zaczynam żałować, że chciałam się zabić.No może wszystkiego nie żałuję, bo gdybym żałowała, że się w tobie zakochała, to bym zgrzeszyła – położyła dłoń na moim policzku, widziałem jaką jej to sprawiło trudność.
-Nie umrzesz, będziesz żyła długo, razem ze mną, umrzesz jako pomarszczona staruszka w ciepłym łóżku, a ja wtedy będę leżał obok ciebie, razem przeniesiemy się na tamten świat i będziemy żyli wiecznie, ale zanim umrzemy to zrobimy sobie gromadkę dzieci i będziemy patrzeć jak dorastają – Destiny delikatnie się uśmiechnęła, a jej uśmiech mógł rozświetlić całe miasto.
-Ale obiecaj mi, że o nie będą bliźniaki – zaśmiałem się. -A teraz zaśpiewaj mi coś – wyszeptała.
     Złapałem ją za rękę i zacząłem śpiewać piosenkę. Blondynka delikatnie się uśmiechnęła, a ja czułem, że mam przy sobie wszystko czego potrzebuję. Tak, ta dziewczyna była wyjątkowa, wiedziałem to i wiedziałem też, że nie mogę jej stracić. Mało brakowało, a już by jej przy mnie nie było. Do końca życia sobie tego nie wybaczę,mogłem ją zabić, tak, to właśnie ja przyczyniłem się do tego,że moja miłość mogła w jednej chwili odejść bezpowrotnie. Już nigdy nie ujrzałbym jej błękitnych oczu, które śmieją się razem z nią. Życie bez niej nie miałoby dla mnie najmniejszego sensu. Na szczęście teraz mam ją i nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić, nikomu… Przyglądałem się jak powoli zasypia, wciąż dla nie śpiewałem, dla niej mogłem zrobić wszystko…
~~~~~~
Nie podoba mi się ten rozdział, ale nie mogłam napisać niczego lepszego, obiecuję, że następne będą lepsze.
Domyślam się, że zakręt mi się udał, z tym że to jeszcze jest mały zakręt, teraz to będzie taki, że zakręt śmierci…
Dobra nic więcej nie zdradzę.
Zastanawiam się nad założeniem nowego bloga, bo mam wiele pomysłów, ale nie wiem czy ktoś by go w ogóle czytał. Dajcie znać w komentarzu. Z góry dziękuję :)
Pozdrawiam. Do następnego.
@WaitForYourLove