Siedemdziesiąty ósmy.
Siedemdziesiąty ósmy
Kocham cię i naprawdę nie musisz przepraszać za Pattie.
Właśnie we trójkę znajdujemy się w małej restauracji. Justin już wyszedł ze szpitala, dosłownie przed chwilą. Czuł się dobrze, więc dłuższe trzymanie go tam, byłoby bez sensu. Co do Pattie.. nie pogodziłyśmy się jeszcze. Ona twierdzi, że źle postąpiliśmy… Przepraszam! Że Justin źle postąpił, że się ze mną zaręczył. Wkurzało mnie to jak ciągle na mnie narzekała i wypominała mi to czy tamto przed Justem. Ona twierdzi, że nie jesteśmy ze sobą tak długo aby pozwolić sobie na tak odpowiedzialną decyzję. Twierdzi, że nie znamy się zbyt dobrze, a ja się do cholery teraz pytam, kto przeszedł więcej od nas w życiu? Wątpię czy jest na świecie podobna para, która przeżyła więcej od nas. Może są jakieś pojedyncze wyjątki, ale na pewno nie ma ich zbyt wiele. Mam nadzieję, że relacje pomiędzy mną, a Pattie się poprawią, bo nie chcę się już z nią kłócić, ale ja pierwsze dłoni z przeprosinami nie wyciągnę. Justin też uważa, że za bardzo się wtrąca w nasze życie i w nasze sprawy, ale na razie nie zdobył się na odwagę aby jej wszystko wygarnąć.
- Skończyłyście? – zapytał Justin, wycierając usta serwetką.
- Tak – odpowiedziałyśmy zgodnie.
Po chwili wszyscy podnieśliśmy się z krzeseł i wyszliśmy z restauracji. Justin objął mnie ramieniem i udaliśmy się do domu. Droga do niego zajęła nam dziesięć minut. Kiedy weszliśmy do domu, Justin chwycił mnie w pasie i podniósł lekko do góry. Oplotłam mu nogi wokół pasa i mieliśmy zamiar udać się do naszej sypialni, ale niestety nasz plan przerwała Pattie.
- Gdzie idziecie?
- Do sypialni – odpowiedział Justin, tak, jakby to było oczywiste.
- Justin może pooglądasz ze mną telewizję? – zapytała dziwnym tonem głosu, miałam wrażenie, że chce mi zrobić na złość.
- Mamo jestem zmęczony, chcę odpocząć. Nie chce mi się oglądać nudnych programów w TV jak mam do roboty coś o wiele ciekawszego i bardziej przyjemnego – spojrzał mi w oczy po czym szyderczo się uśmiechnął. Ja już doskonale wiedziałam co mu po głowie chodzi. – My idziemy – poinformował Justin, wchodząc ostrożnie po schodach na górne piętro.
Kiedy doszliśmy do naszej sypialni, zaczęliśmy się rozbierać. Po minucie staliśmy przed sobą w samej bieliźnie. Justin chwycił moją dłoń po czym przyłożył ją sobie do miejsca w którym biło jego serce.
- Bije tylko i wyłącznie dla ciebie, pamiętaj o tym – wyszeptał.
Wsunął twarz w moje włosy i zaczął muskać moją szyję. Sprawiało mi to niesamowitą przyjemność. Ręce Justina błądziły po moich plecach. Po chwili znalazły się na moich udach. Podniósł mnie i przenieśliśmy się na łóżko. Usiadł na mnie, zaczął całować mnie po twarzy. W tym momencie do sypialni weszła Pattie. Justin od razu okrył nas kołdrą.
- Mamo! Wyjdź – prawie, że krzyknął.
- Co wy wyprawiacie? – zapytała Pattie, chwytając się teatralnie rękami za głowę.
- Mam dość – ogłosiłam, wstając z łóżka. Ubrałam na siebie ciuchy, które leżały porozrzucane po podłodze po czym wyszłam z sypialni, a po chwili z domu. Słyszałam za sobą głośne wołanie Justina, że mam na niego zaczekać, więc zaczekałam, ale na dworze. Po kilkunastu minutach z domu wyszedł Justin. Był już ubrany, ale za to mogłam bez żadnego problemu zauważyć jego zdenerwowanie. Domyślam się czym, a raczej kim…
- Przepraszam za nią – wyszeptał Justin tuż przy moich ustach. Odgarnął mi włosy z twarzy po czym chwycił dłońmi za moje policzki. Przybliżył się do mnie trochę bardziej, a nasze usta się zetknęły. Zarzuciłam mu dłonie na szyi, a on chwycił mnie w talii. Całowaliśmy się już tak przez dobre dwie minuty. Nasze języki tańczyły jak szalone. Tak bardzo nie chciałam odrywać się od Justina, ale brakowało mi już powietrza. Oderwałam się od niego na chwilę po czym włożyłam mu dłonie do tylnych kieszeni jego spodni. Justin miał na sobie to.
- Kocham cię i naprawdę nie musisz przepraszać za Pattie. Ona to powinna zrobić, a nie ty ją wyręczać – wydusiłam, opierając głowę o tors Justina.
- Ja ciebie też mała – musnął moje włosy.
- Chodź gdzieś – uśmiechnął się.
- Gdzie? – zapytałam ciekawa czy coś wymyślił.
- Gdziekolwiek – usłyszałam po chwili namysłu z jego strony.
- Niech będzie.
Nie chciałam przebywać w pobliżu Pattie. Dzisiaj przesadziła. Miałam nadzieję, że zrozumie co robi źle po tym, jak Justin potraktował ją w szpitalu, ale ona jeszcze bardziej zaangażowała się w utrudnianie nam życia. Może sprawia jej to przyjemność? Widocznie znalazła sobie nową rozrywkę.
Z Justinem spędziliśmy naprawdę miły, zabawny jak i ciekawy dzień. Bawiliśmy się cudownie. Mieliśmy wolne od reszty świata, a to przez to, że Justin naciągnął na głowę kaptur, a ja oczywiście mu zawtórowałam. Przez kilka godzin plątaliśmy się po mieście. Około godziny 19:30 udaliśmy się na plażę, spacerowaliśmy po zimnym piasku, kilkadziesiąt minut wzdłuż wody. Fale obmywały nam stopy. Z butami w rękach, usiedliśmy na ławeczce.
- Kotuuuś? – przeciągnął Justin, patrząc w moje oczy.
- Hmm? – odpowiedziałam, zatracając się w jego spojrzeniu.
- Mam pewien pomysł. Może zostawilibyśmy tutaj Pattie, trochę by ochłonęła, a my na jakiś tydzień pojechalibyśmy do naszego domku w górach?
- Świetny pomysł – pochwaliłam go, pierwszy raz od dłuższego czasu.
Przeważnie jego pomysły okazywały się być jedną wielką stratą czasu lub kompletnym dnem, ale teraz mnie zdziwił. Pozytywnie oczywiście. Kiedy zastanowiłam się nad tym trochę dłużej, doszłam do wniosku, że ja bym nic innego nie wymyśliła, a w dodatku lepszego… Nie dość, że odpoczniemy od wszechobecnej Pattie to ona odpocznie od nas. Będzie miała trochę czasu na jakiekolwiek przemyślenia. My będziemy mieli wreszcie spokój jak i prywatność, czego od jej przyjazdu tutaj, nie możemy zaznać. Myślę, że każdemu z nas wyjdzie nasz wyjazd na dobre.
- Wracamy? – zapytał cicho Justin.
Od razu uśmiech znikł mi z twarzy. Nie chciałam jeszcze wracać, ale robiło się późno i ciemno. Przecież nie przesiedzimy tutaj całej nocy tylko dlatego, że ja nie chcę się widzieć z Pattie.
- Tak – odpowiedziałam mu po kilku minutach. Wstaliśmy z ławki po czym wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę domu. Droga do niego zajęła nam kilkadziesiąt minut. Gdy weszliśmy do środka budynku w którym mieszkaliśmy, uderzyło we mnie przyjemnie ciepło. Pomieszane ze smacznym zapachem. Byłam ciekawa co tak pachnie, ale mogłam się domyśleć, że Pattie coś ugotowała. Muszę przyznać, że nie raz jadłam to co ona przygotowała. Gotuje niesamowicie.
- Zapraszam Was na kolację. Muszę wam coś ogłosić – zza ściany wyłoniła się Pattie, ubrana w biały fartuch, poplamiony już od czegoś zielonego.
- Mam się bać? – szepnęłam w stronę Justina. Pattie z powrotem poszła do kuchni.
- Szczerze? To ja się boję, co ona znowu wymyśliła. Mam nadzieję, że ogłosi nam o jej powrocie do domu.
- Tsaa… – odpowiedziałam po czym zdjęłam buty. Justin też to zrobił. Ubrałam sobie na nogi jakieś ciepłe papucie, a Justin na nogi założył jakieś najzwyklejsze w świecie klapki… Po chwili siedzieliśmy już we trójkę przy jednym stole w jadalni. Na kolację były naleśniki ryżowe, rolada z łososia i własnoręcznie przygotowana przez Pattie, pizza z mozzarellą. Nałożyłam sobie jednego naleśnika, a do szklanki nalałam sobie soku pomarańczowego. Pierwsze kilka minut kolacji przebiegło w ciszy, ale Justin już nie wytrzymał i zapytał Pattie:
- Mamo, co chciałaś nam ogłosić?
- Długo nad tym myślałam i sprzedałam dom w Toronto. Od dzisiaj będę już mieszkać z wami. Uważam, że to świetny pomysł. Jessica nie radzi sobie z obowiązkami domowymi, a ja jej chętnie pomogę. Co do gotowania… nie oszukujmy się. Jess nie potrafisz przygotować najłatwiejszej potrawy – kiedy to usłyszałam, wstałam z krzesła. Zasunęłam je za sobą po czym kulturalnie odpowiedziałam:
- Przepraszam – jak tylko się odwróciłam z oczu poleciały mi łzy.
Justin chwycił mnie za dłoń, ale ją wyrwałam i biegiem udałam się do sypialni. Zaczęłam wszystko wyrzucać z szafy. Spod łóżka wyciągnęłam jedną walizkę i zaczęłam wrzucać do niej swoje ciuchy… Ta przeprowadzka to największy błąd w moim życiu…
******
Nie wiem dlaczego, ale podoba mi się ten rozdział. Trochę dramatu nie zaszkodzi.
Muszę przyznać, że jestem ogromnie zdziwiona jak przez ostatnie dni oglądalność wzrosła o kilka tysięcy. Dziękuję wam bardzo! Dziękuję za wszystko, za to, że czytacie te opowiadanie, dzielnie wyczekujecie kolejnych rozdziałów. Za to, że komentujecie notki. Dzięki temu wiem, że mam dla kogo to pisać. Dziękuję za miłe słowa jakie kierujecie do mnie w komentarzach, jak i na moim GG. Jestem Wam wdzięczna, bo gdyby nie Wy, ten blog zakończył by się na kilkunastym rozdziale, a już siedemdziesiąty siódmy.
Dzisiaj stałaby się katastrofa… Hahahaha… Przekładałam laptopa ze stolika na biurko i trzymałam go w rękach, aż nagle do mojego pokoju wpadł w jakieś masce zombie, mój brat. Zaczął się drzeć… Tak się wystraszyłam, że laptop mi wypadł z rąk. Na szczęście działa, a co do brata mogę powiedzieć tyle, że stare to, a głupie.
Jak Wam minął pierwszy i drugi dzień po Sylwku w szkole? Mi bardzo dobrze. Na lekcjach odsypiałam sobotę, niedzielę no i poniedziałek. Hahaha ; )
Siedemdziesiąty siódmy.
Siedemdziesiąty siódmy
Mówiła mi, że nocował u nas jakiś chłopak. Kto to był?
Po kąpieli ubrałam się w jakąś koszulkę Justina, która była na mnie o wiele za duża. Włosy na szybko wysuszyłam, ponieważ chciałam już iść spać po czym wyszłam z łazienki. Położyłam się na łóżku z zamiarem odpłynięcia. Czułam się jakoś dziwnie bez Justina. On zawsze mnie objął i razem zasypialiśmy, a teraz? Teraz, a raczej ostatnio to wszystko się między nami sypie. Już nie jest tak jak kiedyś, ale narzekać nie mogę.
Co ja znowu najlepszego zrobiłem? Nie mam pojęcia co się ostatnio ze mną dzieje. Mam humorki choćby baba w ciąży… Wiem doskonale, że Jess jest na mnie zła za to wszystko, ale co ja poradzę? Nie cofnę czasu… Chociaż tak bardzo bym chciał. Mam dosyć tego szpitala jak i ludzi w nim pracujących. Co chwilę pytają się czy aby na pewno dobrze się czuję, czy chce mi się pić lub jeść. Przed chwilą zadzwoniła mi mama. Podobno jutro do nas przyjeżdża. Po prostu zajebiście.
Nie mam najmniejszej ochoty się z nią zobaczyć, a tym bardziej z nią rozmawiać. Ciągle będzie się czegoś czepiać. Już przez telefon dała mi do zrozumienia, że jak tutaj przyjedzie to nie będzie z nią tak łatwo. Coś czuję, że z jej obecności w naszym domu, pomiędzy mną, a Jessicą wybuchnie nie jedna kłótnia, ale nie powiem mamie, że nie ma przyjeżdżać, bo to byłoby nie na miejscu z mojej strony. Jak przyjedzie to zobaczymy jak z nią będzie… Jess przywiozła mi jakieś świeże ciuchy na szczęście.
Na noc odczepili mi tą cholerną kroplówkę, więc mogłem iść spokojnie do łazienki, przebrać się w jakąś piżamę za którą posłużył mi zwykły biały t-shirt i jakieś luźne gacie z dresu… Kiedy przyszedłem do sali, zdziwił mnie widok leżącego jakiegoś chłopaka na łóżku obok, ale przecież to szpital. Na pierwszy rzut oka ten chłopak nie wydawał się być nadzwyczaj rozmowny. Spojrzał tylko na mnie i się odwrócił. Ja też nie zwracając już na niego większej uwagi, położyłem się na łóżku i bawiłem się telefonem. Napisałem esemesa do Jess o treści:
,, Przepraszam Cię za wszystko. Nie wiem co we mnie wstąpiło, zapewne zachowuję się tak pod wpływem stresu. Każdy czegoś ode mnie oczekuje, a ja nie jestem robotem wielofunkcyjnym i nie spełniam wszystkich wymagań na raz. Boję się o Nas skarbie. Jeszcze raz przepraszam za wszystko, słodkich snów. Kocham Cię ; * ”
Czekałem na odpowiedź już kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut. Nie odpisała, miałem nadzieję, że mi wybaczy, że wybaczy takiemu kretynowi. Kocham ją z całego serca i nie mam zamiaru tego zmieniać. Nie mogłem zasnąć. Ciągle męczyła mnie myśl, że przeczytała tego esemesa, ale nie chce odpisać, że jest zła. Na szczęście nie wygasło we mnie przeczucie, że śpi i jutro odpisze. Z taką nadzieją, zasnąłem…
Obudziłam się o 13:17. Spałabym dalej, gdyby nie dźwięk dzwonka do drzwi, który dzwonił i nie miał zamiaru przestać. Głowa bolała mnie niesamowicie, czułam się jakbym była na kacu. Ledwo wyszłam z łóżka, a co dopiero, gdy schodziłam ze schodów. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę, było mi tak słabo i w dodatku chciało mi się pić.
Kiedy otworzyłam drzwi, za nimi zobaczyłam uśmiechniętą od ucha do ucha Pattie. Wyściskała mnie za wszystkie czasy po czym weszłyśmy do salonu. Zrobiłam kawę i wyciągnęłam jakiś sernik. Usiadłyśmy po czym rozmawiając popijałyśmy i zajadałyśmy wcześniej przeze mnie przygotowaną kawę i wcześniej przyniesione ciasto. Pattie ciągle wypytywała o Justina. Jak to się stało, że dostał się do szpitala. Nie wiedziałam czego ona doszukiwała się w moich odpowiedziach. Zadała mi to pytanie już chyba ósmy raz, a ja już nie miałam ochoty na nie odpowiadać.
- Mówiłam ci już. Muszę powtarzać to po raz ósmy czy dziewiąty? – było mi głupio, że tak postąpiłam. Ale na Boga, ile można mówić jedno i to samo?
- Tak, bo nadal nie wiem co mu się stało – kiedy to usłyszałam, wstałam z kanapy.
- Nie mówię po japońsku, nie seplenię się. Gdybyś mnie słuchała to byś wiedziała. Najlepiej sama się go o to zapytaj. On wie najlepiej co zrobił, a mi daj spokój. Jestem zmęczona, idę się położyć. Czuj się jak u siebie w domu, rozgość się – mówiąc to, nie patrzyłam na Pattie. Wiedziałam, że źle ją traktuję, ale dzisiaj nie jestem sobą. Mam wszystkiego dosyć. Najchętniej zapadłabym w długi sen i obudziłabym się za miesiąc lub dwa…
Weszłam do naszej sypialni po czym zamknęłam drzwi na klucz. Nie chciałam niespodziewanych wizyt Pattie. Siedząc na łóżku sięgnęłam po komórkę. Na jej wyświetlaczu była wyraźna, zamknięta koperta. Nie zastanawiając się dłużej, odczytałam wiadomość z wczoraj od Justina.
Kompletnie mnie wmurowało. Przeprosił czyli wszystko jest dobrze. No przynajmniej mam taką nadzieję. Mam ogromne przeczucie, że Pattie zmieniła się i to na gorsze. Stała się bardziej dociekliwa jak i wścibska. Nie wiem o co jej chodzi. Oboje z Justinem jesteśmy pełnoletni. Możemy robić co nam się żywnie podoba, a jej nie powinno to obchodzić. Jestem ciekawa czy ona w ogóle wie o naszych zaręczynach. Gdyby nie wiedziała wcale bym się tym nie zdziwiła. Postanowiłam, że najpierw uzgodnię wszystko z Justinem, a później jej powiemy o ile jeszcze nic nie wie. Po chwili położyłam się na łóżku i tak po prostu zasnęłam.
Obudziła mnie Pattie, pukając w moje drzwi. Z niechęcią wstałam z łóżka po czym podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- Czemu się zamykasz? Zbieraj się, jedziemy do Justina. Pośpiesz się, nie mam zamiaru czekać na ciebie pół godziny.
- To jedź sama, dojadę później – powiedziałam, a raczej odpyskowałam, no przynajmniej jej zdaniem.
- Jak ty się do mnie odnosisz? Zmieniłaś się i to zdecydowanie na gorsze – bardzo ciekawe, bo ja myślę o niej dokładnie to samo. Postanowiłam nie odpowiadać na jej pytania, bo byłaby z tego niezła awantura.
- Nie jesteś odpowiednią dziewczyną dla Justina. Zobaczysz… On takich jak ty, miał na pęczki i dalej ma. Może mieć każdą, a z tobą po prostu zerwie – jej wypowiedzi stawały się coraz bardziej denerwujące. W końcu nie wytrzymałam.
- Jesteś taka pewna? – wystawiłam w jej stronę prawą dłoń, na której na jednym z palców, a mianowicie, na serdecznym widniał pierścionek zaręczynowy.
- Nie wierzę.
- No to zacznij, mamo – podkreśliłam ostatnie słowo. Podeszłam do szafy, totalnie olewając Pattie po czym wyciągnęłam na dzisiaj cieplejszy zestaw. W końcu jest czternasty listopada. Śniegu co prawda jeszcze nie ma, ale mam nadzieję, że szybko się to zmieni.
Wracając do ubrań, wybrałam ten zestaw. Weszłam do łazienki, ubrałam go po czym ogarnęłam włosy. Zrobiłam sobie wysokiego kucyka, a grzywkę upięłam wsuwkami do tyłu. Pomalowałam się normalnie czyli rzęsy tuszem, a usta maznęłam przelotnie błyszczykiem.
Wyszłam z łazienki, zabrałam z łóżka telefon po czym zadzwoniłam po taksówkę. Odczekałam dziesięć minut i podjechała pod dom. Szybko z niego wyszłam i zamknęłam drzwi. Pattie już dwadzieścia minut temu pojechała do Justina. Jestem ciekawa co mu na mnie nagada. Mam nadzieję, że uwierzy w moją wersję wydarzeń, a nie jej. Drogę w taksi spędziłam na przeglądaniu zdjęć w telefonie. Trochę mnie to wciągnęło, bo taksówkarz poinformował mnie, że jesteśmy na miejscu. Podziękowałam, zapłaciłam i wysiadłam z samochodu. Przed wejściem do ogromnego budynku, wyłączyłam telefon, żeby mi nikt nie przeszkadzał po czym weszłam do środka. Od razu uderzyło we mnie ciepło, nie zastanawiając się dłużej, udałam się do windy…
Już po kilku minutach znajdowałam się na szóstym piętrze przed salą Justina. Przed wejściem wzięłam głęboki oddech po czym pchnęłam drzwi. Gdy weszłam do środka Pattie i Justin zawzięcie o czymś dyskutowali, można nawet powiedzieć, że się kłócili, ale gdy mnie zobaczyli to od razu ucichli. Było cicho jak makiem zasiał. W oczy rzucił mi się chłopak siedzący na łóżku obok łóżka Justina. Wydawał się być taki skryty i tajemniczy, ale nie przyszłam tu do niego…
- Cześć – szepnęłam nad ustami Justa.
- Hej – odpowiedział po czym je musnął.
Kiedy przekierowałam wzrok na Pattie. Zobaczyłam, że jest cała zdenerwowana. Dzisiaj zdecydowanie jest chodzącym kłębkiem nerwów. Ciekawe co na nią tak wpłynęło? Niestety to już nie jest moja sprawa i tego się nie dowiem.
- Mamo zostaw nas samych – zwrócił się do niej, Justin.
- Kiedy mieliście zamiar mnie o tym poinformować – chwyciła za moją dłoń i szarpnęła do siebie.
- Mamo zostaw ją i wyjdź – zakomunikował po raz kolejny Justin.
- Nigdzie nie pójdę dopóki mi tego nie wytłumaczycie – ja nie miałam zamiaru się przez nią niepotrzebnie denerwować ani się odzywać. Szkoda słów.
W tym czasie do sali weszły dwie pielęgniarki po tego chłopaka. Miał iść na badania. Justin wykorzystał sytuację.
- Przepraszam – zwrócił się do jednej z pielęgniarek.
- Tak? – zapytała, podchodząc do łóżka.
- Mogłaby pani wyprosić tą panią? – zapytał Justin, wskazując na Pattie. Całkowicie mnie to zszokowało. Co on wyprawia?
- Pani już chyba powinna sobie pójść – Pattie się ewidentnie wkurzyła, bo wyszła, trzaskając drzwiami z sali, ale przynajmniej mieliśmy spokój. Pielęgniarka też po chwili wyszła, więc zostaliśmy sami. Ja usiadłam na kraju łóżka, na którym leżał Justin po czym chwyciłam jego dłoń. Lekko ją uścisnęłam i promiennie się uśmiechnęłam.
- Skarbie co się stało, że mama jest tak poddenerwowana? Mówiła mi, że nocował u nas jakiś chłopak. Kto to był?
- Justin nie mów mi, że ty jej wierzysz. Zastanów się. Jesteśmy tutaj od kilku dni. Skąd ja bym miała wytrzasnąć jakiegoś chłopaka. Jeszcze mi teraz powiedz, że mama ci mówiła, jak słyszała, kiedy uprawialiśmy ostry seks. To dopiero będzie zabawne – ta sytuacja wydawała mi się być nielogiczna. Nie miałam kompletnie pojęcia do czego Pattie się jeszcze posunie, żeby tylko nam zaszkodzić, zaczynam się jej bać.
- Tego nie mówiła i wierzę ci – przystawił sobie moją dłoń do jego ust i lekko ją musnął. – Chodź do mnie – wystawił ręce, a ja wtuliłam się w jego szyję.
- Przepraszam cię za wszystko mała – powiedział po chwili, głaskając mnie po włosach.
- Kocham cię – szepnęłam po czym złączyliśmy się w długim pocałunku.
******
Rozdział dłuższy. Macie ode mnie prezent na nowy rok. Hahaha.. Pojawiło się w rozdziale trochę kłótni i trochę sweet momentów, więc ogólnie może być. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu, a zmieniając temat. Jak tam się udał sylwester? Mi bardzo dobrze, bawiłam się świetnie z tego co widać na filmikach. Sama prawie nic nie pamiętam. Trochę przesadziłam, ale było warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz