[19] „…rak to ciężka choroba…”
Rozmowa z psychologiem nie przebiegła tak strasznie jak sobie wyobrażałam,myślałam, że będzie gorzej, jednak pani doktor była bardzo miła i chyba trochę mi pomogła ogarnąć tą całą sytuację.Omówiłyśmy nie tylko próbę samobójczą, ale też to co aktualnie dzieje się w moim życiu i to co się może wydarzyć. To było trudne, rozmawiać o tym wszystkim co dusiłam w sobie, ale chyba dobrze było się wygadać, bo to tak jakby jakiś ciężar spadł z moich barków. Rozmawiałam też z panią psycholog o Justinie i o tym, czy mam mu powiedzieć, o tym co się teraz dzieje. To było trudne, polało się wiele łez. Obie stwierdziłyśmy, że na razie jest na wszystko za wcześnie, jeszcze nic nie jest pewne i wszystko może potoczyć się zupełnie inaczej.Tacie postanowiłam opowiedzieć o wszystkim,wiedziałam, że to będzie dla niego bolesne i że świat mu się zawali, ale musiałam,on jeden musiał o wszystkim wiedzieć. Pani doktor doradzała mi w jaki sposób mam o tym rozmawiać, muszę być na to gotowa,żeby wszystko wyszło dobrze i żeby nikt nie zareagował zbyt pochopnie. Jeszcze nie dzisiaj, jest czas na zwierzenia, ale może w najbliższym czasie…
Chyba dla nikogo nie jest łatwe rozstać się z kimś bliskim, dla mnie na pewno będzie to łatwiejsze, bo nie będę odczuwać bólu,ale tata, Justin, jeśli mnie naprawdę kochają, nie będzie im łatwo pogodzić się z tym co jest nieuniknione. To niewiarygodne,że gdy moje życie staje się poukładanie i kiedy chce mi się żyć,bo mam dla kogo, dowiaduję się czegoś, co zmienia wszystko. No ale cóż, chyba nie bez powodu mam na imię Destiny, wszystko co się dzieje w moim życiu, jest moim przeznaczeniem, a ja nie mam na nie żadnego wpływu, jest już za późno.
Zobaczyłam jak drzwi od mojej sali się otwierają i zobaczyłam w nich mojego tatę, spodziewałam się, że przyjdzie. Gdy tylko zobaczyłam jego twarz, miałam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem, na samą myśl,że będę musiała go zostawić samego, nie wiedziałam jak sobie poradzi, bo utrata bliskiej osoby nie jest łatwa, a tata już raz przez to wszystko przechodził.
-Cześć Słoneczko. Jak się czujesz? – zapytał siadając obok mnie.
-Dzisiaj trochę słabo, bo miałam badania – skłamałam, bo nie mogłam powiedzieć, że czuję się świetnie, ani nie mogłam podać prawdziwego powodu mojego złego samopoczucia.
-Rozmawiałem z lekarzem, powiedział, że za niecały tydzień będziesz mogła wrócić do domu, a wtedy będę się musiał tobą zaopiekować, nie będziesz mogła nic robić, bo będziesz osłabiona, ale damy radę. Jeśli będzie trzeba, to zatrudnię pomoc domową, bo wiem, że moich obiadów nie strawisz –uśmiechnęłam się blado, bo wiedziałam, że to wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane.
-Będziesz mógł się zamieniać z Justinem – wyszeptałam, żeby tata nie usłyszał, że łamie mi się głos.
-Obawiam się, że Justin nie będzie się z tobą spotykał – powiedział odwracając wzrok, a ja zamarłam, nie wierzyłam w to co usłyszałam.
-Że co?
-On ma swoje życie, żyje w beztrosce i wątpię, że będzie się chciał z tobą spotykać.
-Ale jak to? Rozmawiałeś z nim?
-Spotkałem go przed szpitalem – poczułam ukłucie w sercu, tata nie patrzył mi w oczy, jakby się bał tego, co w nich zobaczy.
-I co ci powiedział? – zapytałam, chociaż nie byłam do końca pewna czy chcę usłyszeć odpowiedź.
-Nic konkretnego nie mówił, ale tak sobie myślę, że przez studia nie będzie miał dla ciebie czasu.
-A powiedział ci wprost, że nie chce się ze mną spotykać? Może źle go zrozumiałeś? – miałam jeszcze nadzieję, że da się to wszystko jakoś wytłumaczyć.
-Nie wiem. Może. Ale mówiłem ci, że ten chłopak nie jest dla ciebie.
-Chcę zostać sama, jestem zmęczona – powiedziałam odwracając wzrok w stronę okna.
Tata uszanował moją prośbę i wyszedł z mojej sali, a ja czułam jak wali mi się cały świat. Coś mi nie pasowało w tym wszystkim,wydawało mi się, że Justin mnie kocha, a tata raczej nie miałby powodów do tego, żeby mnie okłamywać. Niby jaki miałby mieć w tym wszystkim interes. Nie wymagałam od nikogo, żeby był ciągle przy mnie, a już na pewno nie chciałam nikogo brać na litość, nie chciałam być z nikim z litości. A Justin mógł tak ze mną postępować, obwiniał się o to, że przez niego chciałam odejść i nie chciał mnie krzywdzić, dlatego tak po prostu powiedział, że mnie kocha, choć tak naprawdę zrobił to z litości, smutne, ale prawdopodobnie prawdziwe. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale to wszystko pasowało do siebie. No cóż,myślałam, że spotkałam chłopaka, który nareszcie podzielał moje zainteresowania i sprawiał, że mogłam mu ufać, że mogłam mu powiedzieć naprawdę o wszystkim. Może się myliłam i znów zaufałam nieodpowiedniej osobie. Swoją drogą może to lepiej dla niego jeśli mnie nie kocha, będzie mu łatwiej po moim odejściu, a może nawet się wcale tym nie przejmie, bo nie byłam dla niego nikim ważnym. Dla niego to na pewno lepsze rozwiązanie,ale dla mnie chyba nie bardzo.
Moje przypuszczenia z minuty na minutę stawały się coraz bardziej prawdopodobne. Nastawał wieczór, a Justina nie było, a przecież powiedział, że przyjdzie. Zapomniał? A może nie chciał przyjść? Może znudziło mu się użalanie się nade mną? Może po prostu już nie chciał patrzeć na to jak leżę w tym łóżku i czekam na śmierć? Każde z tych rozwiązań mogło być prawdziwe, ale czy było? Może odpowiedź była zupełnie inna?
To chyba nieodpowiednia chwila na zwierzenia, ale gdy wczoraj zastanawiałam się nad powodem dla którego chciałam popełnić samobójstwo, widziałam tylko bezsilność i bezradność. Nie wiedziałam jak pokierować swoim życiem, dlatego to zrobiłam.Zresztą gdy zastanawiam się nad tym głębiej, zdaję sobie sprawę,że chyba jednak nie chciałam odejść. Może chciałam zwrócić na siebie uwagę? Nie wiem. Wiem jedno. Gdybym naprawdę chciała się zabić, udałoby mi się to, wzięłabym wszystkie te cholerne tabletki, albo rzuciłabym się pod pociąg, albo skoczyła z mostu.Ale przecież nadal żyję, więc coś mnie musiało zatrzymać na tym świecie. Może specjalnie zadzwoniłam do Justina i powiedziałam mu gdzie jestem, może chciałam, żeby mnie uratował. Tylko chyba teraz żałuję tego co zrobiłam, bo on mnie uratował, a teraz nie daje znaku życia, nie dzwoni, nie pisze, nie przyszedł do mnie pomimo tego, że obiecał.
Będę zmuszona przejść przez to wszystko sama, bez niczyjej pomocy. Będę walczyć z tym co przyniósł mi los, będę walczyć dopóki starczy mi sił. Stanę oko w oko ze śmiercią, będę walczyć.Muszę walczyć…I muszę wygrać.
Usłyszałam otwierające się drzwi. Przez chwilę miałam nadzieję, że to Justin, jednak to była tylko pielęgniarka. Jak zwykle się do mnie uśmiechała i jak zwykle był to nieszczery uśmiech, bo przecież ona też wiedziała o tym co mnie czeka.
-Mam dla ciebie propozycję – podeszła do łóżka, spojrzałam na nią zaciekawiona, a ona wciąż się uśmiechała, jednak tym razem wydawało mi się, że był to szczery uśmiech. -Musimy przygotować cię do tego, że niedługo wyjdziesz ze szpitala.Dlatego zapraszam cię na krótki spacer po szpitalnym korytarzu – mimowolnie się uśmiechnęłam, miałam już dość leżenia na tym niewygodnym łóżku w przytłaczającej sali,w której można chwilami zwariować.
-Z miłą chęcią – pielęgniarka zaczęła coś robić przy tych wszystkich urządzeniach, po czym pomogła mi wstać z łóżka, myślałam,że będzie trudniej, że zaraz zemdleję, ale ja czułam się dobrze, może nawet lepiej aniżeli miałabym leżeć na łóżku.
Przechadzałyśmy się powolnym krokiem zwiedzając korytarz szpitala, dotarłyśmy na mój ulubiony oddział, oddział noworodków, zatrzymałam się tam na moment i spojrzałam przez szybę na te wszystkie maleństwa. Były przesłodkie, niektóre płakały inne się śmiały, a jeszcze inne smacznie spały. Widok był nieziemski.Później przeszłyśmy przez odział onkologiczny, który nie był ani trochę przyjemny i zobaczyłam tam coś strasznego.
-Mogłabym tu przez chwilę posiedzieć, sama? – zapytałam pielęgniarkę,która wciąż mnie prowadziła. Wiedziała dlaczego chcę zostać sama, więc po prostu odeszła i poinformowała mnie, że przyjdzie za pięć minut i wrócimy do sali.
Usiadłam na krześle, z którego miałam dobry widok na salę, na której leżała kobieta chora na raka. Na samą myśl o tej chorobie, przez moje ciało przechodziły dreszcze. Jednak nie to było najgorsze,kobieta wyglądała strasznie, była chuda i blada. Domyślałam się,że miała około trzydziestu lat, choć w tym stanie wyglądała na o wiele więcej. Obok niej siedział jak się domyślałam jej mąż,miał obrączkę na palcu, co właśnie na to wskazywało. Mężczyzna trzymał swoją żonę za dłoń i płakał, płakał jak małe dziecko, bo zdawał sobie sprawę, że jego ukochana w każdej chwili może odejść i już nigdy nie wrócić. Nie wiem czy mieli dzieci, nie znałam tego małżeństwa, ale wiedziałam, że się kochali, bo to chyba w takich sytuacjach tak naprawdę dowiadujemy się o uczuciach drugiej osoby. Ten mężczyzna kochał swoją żonę,ale był bezradny. Jedyną rzeczą jaką mógł dla niej zrobić, to po prostu być z nią w tych ostatnich chwilach jej życia. Ten widok był nie do zniesienia, a ja nie wyobrażałam sobie, że to ja mogłabym leżeć na miejscu tej kobiety i żeby mój ukochany czuwał nade mną. Nie chciałam tego. Kobieta cierpiała,rak to ciężka choroba, która wyżarła z niej wszystkie siły. To straszne uczucie patrzeć na czyjąś śmierć, a już na pewno na śmierć osoby, którą się kocha.
Nagle wszystko się zatrzymało, łącznie z sercem kobiety. Byłam świadkiem śmierci, cierpienia, bólu, rozpaczy. Mąż tej kobiety zaczął jeszcze głośniej szlochać i nie mógł się powstrzymać, wiedział, że jego żona cierpiała, a gdy umarła,jej cierpienie się zakończyło. Jednak zabijała go świadomość tego, że już nigdy nie przytuli do siebie swojej ukochanej. Ta sytuacja była dramatyczna, zbiegli się lekarze i starali się jeszcze utrzymać kobietę przy życiu, jednak nic nie pomagało, tak musiało być i prędzej czy później ta chwila by nadeszła.
Poczułam ucisk w sercu, pomyślałam, że to z powodu tej całej sytuacji, że ja też ją na swój sposób przeżyłam, płakałam tak samo jak jej mąż, nie znałam tej kobiety, była dla mnie obcą osobą, ale jej śmierć spowodowała, że poczułam jakbym traciła kogoś ważnego. Myśl, że ktoś kiedyś będzie musiał przeżywać to samo co ten mężczyzna po mojej śmierci mnie dobijała…
Zrozumiałam,że nie mogę doprowadzić do tego, żeby Justin widział jak odchodzę, a potem rozpaczał. Nie chciałam tego. Wiedziałam, że rozstanie się z nim będzie najlepszym rozwiązaniem, że wtedy on sobie z tym wszystkim jakoś poradzi. Może szybciej zapomni. Tak, to zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. A jeśli on mnie jeszcze choć trochę kocha, zrozumie moje moją decyzję i ją uszanuje.
Kolejny ucisk w sercu, poczułam jak robi mi się słabo, czułam, że dzieje się coś niedobrego.
Uderzenie gorąca, potem kolejny ucisk w sercu, dreszcze. Obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać. Słyszałam tylko jak ktoś wypowiada moje imię, ale słyszałam to jakby za mgłą, dźwięki były niewyraźne, a obraz przed oczami stawał się już bardzo zamazany.Nic więcej nie pamiętam, poczułam tylko jak spadam, spadam z czegoś wysokiego i lecę, lecę bardzo długo…
~~~~~~~~
Niespodzianka.
Zaszalałam trochę.
Normalnie byłam dzisiaj na jakimś festiwalu nauki we Wrocławiu i jak przyjechałam, weszłam na bloga i przeczytałam wasze uskrzydlające komentarze i stwierdziłam, że dodam dziś nowy rozdział.
Widzicie jak ja was rozpieszczam. Wiem, wiem, dobra ze mnie ciocia, ja wiem.
A co do rozdziału, to oceńcie sami.
I dziękuję za wszystkie propozycje imion, jeszcze nie zdecydowałam, ale myślę nad tym.
Dziękuję też za 600 komentarzy!
Nie wiem kiedy nowy rozdział, bo teraz chcę się skupić na nowym blogu, oczywiście jeszcze go nie założyłam, nie mam czasu.
Pozdrawiam.
Do następnego.
@WaitForYourLove
[18] „Dobrze, jeśli pan chce, mogę zniknąć z jej życia raz, na zawsze.”
Kiedy dotarłem do domu, poczułem zmęczenie, ogromne zmęczenie. Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Teraz, kiedy wiem, że wszystko jest już dobrze, a przynajmniej powinno być, kamień spadł mi z serca i myślę, że chociaż przez kilka godzin będę mógł spać spokojnie. Ulżyło mi, gdy Destiny się do mnie uśmiechnęła i powiedziała, że mnie kocha, wtedy poczułem, że o nic już nie muszę się bać, no może poza tym, że ktoś kiedyś będzie próbował mi ją odebrać. Na przykład ten Tommy. Chyba nawet nie potrafię opisać tego uczucia, gdy zobaczyłem go w drzwiach.Bałem się. Na dodatek on mówił wszystko, żeby mnie upokorzyć i pokazać, że jestem gorszy. A chyba najgorsze jest to,że miał rację. To przeze mnie Destiny leżała w szpitalu, to przeze mnie chciała odebrać sobie życie. Czułem się jak morderca… Przecież, gdyby ona tego nie przeżyła, gdyby coś jej się stało, zrobiłbym sobie to samo, nie zwracałbym uwagi na nic,nie obchodziłoby mnie to, co pomyślą ludzie, zrobiłbym to, żeby być blisko niej, bo tak jak już mówiłem, zrobiłbym dla niej wszystko. Uśmiech na jej twarzy jest bezcenny i nieważne jak wysoką cenę musiałbym za niego zapłacić…nieważne.
Po szybkim prysznicu, położyłem się i od razu zasnąłem, jak małe dziecko, po takich wrażeniach, wcale się nie dziwię. Nic mi się nie śniło, nic, kompletnie nic, jedna, wielka czarna dziura. Może to i lepiej, dzięki temu miałem spokojniejszy sen. Obudziłem się po dziesiątej, ubrałem i pobiegłem do kuchni, Lisa przygotowała śniadanie dla Matta, a ja wyciągnąłem wszystkie produkty na to,żeby zrobić sobie kanapki.
-Ej, śniadanie na stole – usłyszałem za plecami głos mojego brata.-Sam tego nie zjem – spojrzałem na niego niepewnie, pomimo tego,że już niby było pomiędzy nami normalnie, to ja wciąż miałem taką fobię, że on może sobie ze mnie stroić żarty, żeby po raz kolejny mnie upokorzyć. -No nie stój tak, siadaj. Nie ugryzę cię – zająłem miejsce naprzeciwko niego i nałożyłem sobie czegoś co chyba było jajecznicą, a wyglądało jak jakieś wykwintne danie. No nie powiem, bo smakowało mi, chociaż czułem się trochę dziwnie… -Co ty taki przestraszony? – zapytał śmiejąc się.
-Ostatnio razem jedliśmy śniadanie lub cokolwiek w dniu śmierci mamy –powiedziałem i spuściłem głowę.
-Minęło trochę czasu i dlatego musimy to nadrobić. Jedziesz dzisiaj do Destiny? – zapytał, a ja spojrzałem na niego zdziwiony, bo nie spodziewałem się, że może go to interesować, choć w sumie to chyba jest dobrym aktorem i mógł udawać, że go to interesuje.
-Właśnie za chwilę się tam wybieram – poinformowałem go.
-To mam coś ode mnie dla ciebie dla niej – zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc ani słowa. -Lisa – kobieta oderwała się od swojego zajęcia i od razu wiedziała co ma zrobić. Przyniosła do kuchni wielki bukiet róż, nadal niczego nie rozumiałem. -Po prostu jej to daj – wstałem i odebrałem kwiaty od kobiety. -Nie musisz dziękować.
Bez słowa wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do przedpokoju. Wziąłem kurtkę i wyszedłem z domu. Otworzyłem samochód i włożyłem kwiaty do środka. To było trochę dziwne, od niego dla mnie dla niej. Znów doszukiwałem się jakichś podtekstów,ale wszystko wskazywało na to, że to się wydarzyło naprawdę, a jego gest był szczery. Może Matthew przez to wszystko naprawdę coś zrozumiał, choć w sumie nie chciało mi się w to wierzyć. No cóż,życie jest pełne niespodzianek.
Dojechałem pod szpital, szybko znalazłem się w środku, prędko ruszyłem do sali, w której znajdowała się Destiny. Jeszcze przez chwilę nie mogłem tam wchodzić, bo miała wizytę lekarzy, ale po kilku minutach mogłem się z nią zobaczyć. Nie wyglądała najlepiej,ale po tym co przeżyła, nie oczekiwałem, że będzie wyglądać jak gwiazda filmowa w pełnym makijażu. Chociaż w tej chwili i tak była dla mnie najpiękniejsza. Kochałem ją. Podszedłem do łóżka i musnąłem jej usta, smakowała pomarańczowo, zaśmiałem jej się w usta na tą myśl i się od niej odkleiłem.
-Kocham cię – wyszeptała, miłe przywitanie.
-To sen? – zapytałem, na co ona się uśmiechnęła. Poczułem, jakDestiny mnie szczypie. Zabolało. -Auć, za co?
-To nie sen…
-Jak się czujesz? – zmieniłem temat.
-Yyy…Już lepiej – powiedziała po chwili zastanowienia. – Będę żyła,brzuch już tak bardzo nie boli i niedługo będę mogła wyjść do domu. Wciąż robią mi dodatkowe badania, a za chwilę mam spotkanie z psychologiem choć zupełnie nie wiem po co, było minęło, nie chcę do tego wracać. Najchętniej wróciłabym już do domu. A te kwiaty to dla mnie? – zapytała wskazując na bukiet, który trzymałem w dłoni.
-Nie,przyniosłem je jednej z pielęgniarek, strasznie miła i zgrabna –zaśmiałem się. -W sumie to te kwiaty nie są ode mnie… Są od Matta – Destiny przez chwilę nie wiedziała jak ma na to zareagować, najpierw, była przerażona, potem zaskoczona, a potem sam nie wiem.
-Miło z jego strony – spojrzała mi w oczy. -Między wami już dobrze? -włożyłem kwiaty do wazonu i usiadłem na krześle przy łóżku.
-Jeśli masz na myśli to czy się odmieniliśmy, to chyba tak. A jeśli chodzi ci o sprawy pomiędzy nami, to nie wiem, pogodziliśmy się,przynajmniej tak mi się wydaje, przedwczoraj rozmawialiśmy normalnie pierwszy raz od kilku lat, a dzisiaj zjedliśmy razem śniadanie. Dziwnie się czułem, przez te wszystkie lata,przyzwyczaiłem się do tego, że jestem gorszym bratem Matthew Biebera, a teraz wszystko się zmienia, a ja nie wiem co mam z tym zrobić.
-Nie musisz się bać ze mną o nim rozmawiać. Nie będę chciała się zabić po raz drugi. Fakt, Matt mnie skrzywdził, bo chciał mnie wykorzystać, ale nie bój się, kocham cię, a on jest twoim bratem. Jest jaki jest, ale chyba ma serce… Może teraz będzie wszystko dobrze… – mówiąc ostatnie zdanie, głos jej się załamał, a po jej policzku poleciało kilka łez, nie wiedziałem co się dzieje.
-Ej, co się stało? Powiedziałem coś nie tak? – zapytałem łapiąc ją za dłoń. Mocno ścisnęła mnie za rękę. Zacisnęła powieki, ale po chwili je otworzyła i spojrzała na mnie.
-Przepraszam– wyszeptała.
-Mi możesz powiedzieć. Co się dzieje? – zapytałem najłagodniej jak potrafiłem.
-Nic się nie dzieje, po prostu chciałabym już wrócić do domu i spędzić trochę czasu z najbliższymi, z tobą, żałuję tego co zrobiłam, najchętniej cofnęłabym czas, ale wiem, że nie mogę.Oczywiście nie myśl sobie, że to przez ciebie, błagam nie obwiniaj się, ugh… muszę się już zamknąć… – czułem, że nie powinienem wnikać w to dalej, wiedziałem, że Destiny nie chce ze mną o tym rozmawiać, nie chciałem, żeby musiała przechodzić przez to wszystko po raz kolejny.
-Przepraszam cię, ale muszę już lecieć, może wpadnę potem, muszę jeszcze załatwić parę spraw – nie był to najlepszy moment na pożegnanie, bo nie chciałem jej zostawiać w takim stanie, ale musiałem, bo ta niepewność mnie dobijała. -Za chwilę przyjdzie do ciebie psycholog, porozmawiacie sobie, a ja może wieczorem przyjadę, dobrze?
Dziewczyna smutno pokiwała głową, wstałem pocałowałem ją w głowę, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Oparłem się o ścianę i głęboko odetchnąłem. Jak miałem się nie obwiniać o to, co zrobiła, jak miałem się nie obwiniać o to, że przeze mnie osoba, którą kocham najmocniej w świecie leży w szpitalu podłączona do tych wszystkich urządzeń, a ja nawet nie wiem, co tak naprawdę jej jest, nie wiedziałem niczego i musiałem się tego jak najszybciej dowiedzieć, bo ta cholerna niepewność mnie zabijała.
Zobaczyłem lekarza, więc postanowiłem go o wszystko wypytać, nie liczyłem na to, że powie mi wszystko ze szczegółami, bo lekarze nigdy się do tego nie palą, ale chciałem chociaż wiedzieć, czy ona z tego wyjdzie, czy wszystko z nią w porządku.
-Panie doktorze, chciałem zapytać o stan zdrowia mojej dziewczyny.
-Chodz io Destiny z sali 313? – zapytał przyglądając mi się.
-Zgadza się – odpowiedziałem pewnie.
-Na początku jej stan był poważny – miałem wrażenie, że lekarz dokładnie zastanawiał się nad każdym wypowiadanym słowem. -Teraz już jest lepiej, o wiele lepiej, pana dziewczyna lada moment wyjdzie ze szpitala, ale to oczywiście nie będzie koniec jej leczenia,przez jakiś czas nie będzie mogła wykonywać żadnych ciężkich prac, nawet minimalny wysiłek fizyczny jest niewskazany, wie pan co to oznacza? – spojrzał na mnie znacząco, a ja po chwili zastanowienia pokiwałem głową. – Poza tym na początku będziemy musieli się często spotykać na wizytach, Destiny będzie musiała być stale monitorowana. Rozumie pan, nie chcemy, żeby jej stan się pogorszył. A teraz przepraszam, muszę wracać do pacjentów –powiedział, po czym odszedł.
Coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało, nie rozumiałem po co miałaby być pod stałą opieką lekarzy, przecież w gruncie rzeczy nie wzięła tych tabletek dużo, przynajmniej z tego co mi wiadomo, więc nie powinno być więcej problemów z jej zdrowiem. Oczywiście ja nie studiowałem medycyny i nie mam kilkudziesięciu lat praktyki.Nie mnie przychodzi stawiać diagnozę. Oczywiście ja dopilnuję osobiście, żeby Destiny się nie przemęczała, będzie żyła jak księżniczka, jestem jej to winien.
Powoli ruszyłem do wyjścia ze szpitala, w sumie to nie miałem nic ważnego do załatwienia. Jedyną ważną sprawą była właśnie rozmowa z lekarzem i w sumie to spodziewałem się, że będzie trudniejsza i bardziej bolesna. Choć wiedziałem, że jest inna rozmowa, którą będę musiał odbyć, a prawdopodobnie będzie najtrudniejszą rozmową w moim życiu. Była to rozmowa z jej ojcem, wcale bym się nie zdziwił, gdyby on zabronił mi się z nią spotykać, zdaję sobie sprawę z tego, do czego zdolny jest ojciec by ochronić swoją córkę. Wystraszyłem się, że mam jakąś moc sprawczą, bo kiedy tylko pomyślałem o jej ojcu, on pojawił się na mojej drodze i minąłem go w drzwiach wyjściowych szpitala. Nie wiedziałem jak mam się zachować, co zrobić, co powiedzieć. Jednak nie musiałem się tym martwić, bo ojciec Destiny mnie w tym wyręczył, zatrzymał mnie, a ja nie mogłem nie wykonać jego polecenia.
-Musimy porozmawiać – zaczął. -Chodźmy przed szpital, tam nie będzie nam nikt przeszkadzał – jak polecił tak zrobiliśmy, wyszliśmy na zewnątrz. -Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że moja córka jest dla mnie najważniejsza i mam tylko ją, a w jednej chwili mogłem ją stracić. Pewnie nie wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego, jedyną osobę, która trzyma cię przy życiu…
-Myli się pan. Kilka lat temu umarła moja mama i niech pan mi uwierzy,wcale nie było mi łatwo utrzymać się wśród żywych, bo po jej śmierci wszystko się zmieniło… – spuściłem wzrok.
-Ale nadal żyjesz, więc coś cię jeszcze na tym świecie trzymało.Zrozum, że bez Destiny moje życie nie ma sensu, nie chcę, żeby kiedykolwiek taka sytuacja się powtórzyła. Masz swoje poukładanie życie, nie wiesz jak to jest…
-Nie zna mnie pan, nic pan o mnie nie wie. Kocham pana córkę,kocham Destiny i niech mi pan wierzy lub nie, chcę dla niej jak najlepiej. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, zapobiegłbym temu wszystkiemu…Gdybym tylko mógł…
-Może lepiej by było gdybyś przestał się z nią widywać – nie wierzyłem w to co powiedział ojciec dziewczyny, bez której nie mógłbym żyć.
-Dobrze,jeśli pan chce, mogę zniknąć z jej życia raz, na zawsze. Tylko czy zastanawiał się pan, co Destiny na to? Zastanawiał się pan jak zareaguje, gdy się o tym dowie? – nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, co jednocześnie było dla mnie jednoznaczną odpowiedzią.
Zostawiłem mężczyznę w miejscu, w którym przed chwilą rozmawialiśmy,zostawiłem go i wiedziałem, że zastanawia się nad tym wszystkim co mu powiedziałem. Nie chciałem go szantażować, ani nic z tych rzeczy, chodziło mi tylko o szczęście Destiny, a nie wiem, czy gdybym zerwał z nią kontakt, ona byłaby szczęśliwa, tylko ona to wie. Nie chcę jej odciągać od ojca, nie miałbym serca, wiem, że to jej najbliższa rodzina, ojciec sam ją wychował, a ja wiem coś na ten temat, na temat wychowywania się z jednym rodzicem, to nie jest nic przyjemnego. Może zbyt drastycznie go potraktowałem, ale przecież dla mnie to też był cios, nie mógłbym tak z dnia na dzień przestać się do niej odzywać, potrzebowałem jej i nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Tak, to straszne jak człowiek może się uzależnić od drugiej osoby, to strasznie niebezpieczne,to czasami może nawet zabić.
~~~~~~~~
No, jestem z siebie dumna, że wyrobiłam się w weekend.
Nie będę dużo gadać, bo stwierdziłam, że moje notki pod rozdziałem są dłuższe niż sam rozdział.
Także mam do was tylko prośbę.
Znacie jakieś fajne imiona dla dziewczyny do opowiadania, bo chcę założyć nowego bloga, ale nie mam imienia dla głównej bohaterki, dobrze, że z imieniem dla chłopaka nie mam takiego problemu.
Z góry Wam dziękuję i pozdrawiam ;P
Do następnego.
@WaitForYourLove
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz