Brak tytułu
Rozdział 26 – ost.
Spojrzałam przez okno, by sprawdzić co to za wrzaski dobiegają z podwórka. Niedowierzając coraz mocniej trzymałam się parapetu i przecierałam oczy. Ludzie, tłumy ludzi stały przed szpitalem. Nie mogłam stwierdzić dokładnej liczby zebranych, ale było ich około 4000. A na małym krzesełku stał Justin. Zauważył jak patrzałam na nich przez okno, więc zawołał żebym je otworzyła. Zrobiłam co kazał.
- To dla Ciebie ! – krzyknął i puścił mi oczko, po czym zwrócił się do tłumu- Okej, jesteście gotowi? Teraz, wszyscy razem zaśpiewajmy! I just can’t sleep tonight…
Łza zakręciła mi się w oku. Moje wzruszenie było wielkie. Jeszcze nigdy nie czułam się tak cudownie. Szkoda że brakło mi sił żeby zejść na dół i z bliska podziękować tym wszystkim wspaniałym ludziom. Śpiewali przecudownie, no może trochę fałszu tam było ale sam cel się liczy. Justin znikł. Szukałam Go wśród tłumów ale nigdzie go niebyło. Nagle omsknęła mi się ręka i poleciałam do tyłu. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć że Justin stał za mną. Chwycił mnie i położył z powrotem do łóżka.
- No, nie mogę pozwolić żeby coś Ci się stało i naszemu dzidziusiowi, prawda?
- Tak, musimy porozmawiać, lepiej usiądź. Musimy coś zrobić z tym dzieckiem. Nie jest mi łatwo, bo to moje dziecko, cząstka mnie, kocham je najbardziej na świecie. Moi rodzice nic nie wiedzą, nikt nic nie wie ! A ja umieram, już niedługo mnie tu nie będzie. Więc musimy się zdecydować : mam poronić czy poprosić lekarza o aborcję?
- Co?! Jesteś okropna, jak mogłaś nawet o tym pomyśleć? To żywe dziecko! To istota ! To ma uczucia, to żyje ! Czy ty tego nie rozumiesz?! Nie mogę uwierzyć…
- Justin, ale to dziecko i tak umrze. Ma dopiero 2 tygodnie więc nie będzie to takie straszne. Daj spokój i nie bądź już taki czuły. Pomyśl o tym jak o uwolnieniu tej małej istotki żeby więcej nie cierpiała…
Spojrzał na mnie jak na niedorozwiniętą. Wiem co sobie pomyślał. Za pewne uważa mnie za morderczynię, no ale cóż tak musi być. To jest nieuniknione. Przybliżylam się do niego, po czym cmoknęłam Go w policzki. Od razu pojawiły się na nich słodkie różowe rumieńce.
Następnego dnia zawieziono mnie do szkoły żebym mogła się pożegnać ze wszystkimi, przez całą drogę płakałam. Łzy lały się strumieniami. To było okropne – wiadomość że jedziesz ostatni raz zobaczyć przyjaciół których szalenie kochasz. Ostatni widok tych wspaniałych ludzi którzy przepełniaja twoje życie szczęściem. Wczesniej – mama pomogła mi się ubrać, uczesała mnie w dwa dobierańce i trochę przyciemniła mi twrz żebym nie wyglądała na taką bladą. Wyszłam z auta, posadzono mnie na wózku. Mama pchała wózek a Justin szedł obok mocno trzymając mnie za ręke. Wjechałam do sali i co widzę ? Apel – na moją cześć. Wszyscy zaczęli klaskać po czym nastała głucha cisza i widok opuszczonych głów. Dyrektor chwycił mnie za rękę i podał mikrofon.
- Cześć wszystim. Jestem tu dla Was. Zostało parę dni, by zaznać życia. Nie przypuszczałam że w tak krótkim czasie, gdy tu uczęszczałam, większość z Was stanie się dla mnie bliższa niż ktokolwiek inny. Jesteście niepowtarzalni. Długa jest droga życia, wiele jest niezapomnianych chwil, dużo jest tych uczuć drzemiących w nas by się ukazać pod koniec. Wiecie powiem tak : niedługo kurtyna opadnie, ja zniknę. Tak, już jest. Ludzie umierają, na ich miejsce przychodzą nowe osoby. Jednak trzeba wierzyć, że ich dusze są wśród nas. Dopóki nie zapomnimy, będą żyć.. w naszych sercach i głowach. Tę chwilę zachowam jak fotografię. Nigdy o Was nie zapomnę, pewnego dnia spotkamy się w niebie.
Nie to że czułam się jak jakaś ważna osoba, ale chyba dotarlam do ich serc. Widziałam to – częsć płakała, część spuściła głowy, część skuliła się a część zastanawiała się o czym ja w ogóle mówię. Podbiegły do mnie dziewczyny i delikatnie mnie przytuliły, potem chłopcy kolejno podając mi rękę, lecz gdy podeszły bliźniaki od razu przytulili mnie mówiąc : Nie zapomnimy o Tobie. Reszta zrobiła to samo.
Byłam zmęczona. Wózek mnie męczył przede wszystkim. Zawieziono mnie z powrotem do szpitala.
Byłam zmęczona. Wózek mnie męczył przede wszystkim. Zawieziono mnie z powrotem do szpitala.
- Wezwę lekarza
- Nie! Weź mnie na ręce. Weź mnie na ręce i przytul.
Odsunął kołdrę na bok. Ostrożnie wziął mnie na ręce. Słyszał jak moje usta szepczą ciche ‘kocham cię’. Ostatni raz przytulił mnie do swojego serca. Ostatni raz złożył na moich ustach pocałunek. Nie chciałam się żegnać, zbyt wiele nas łączyło.
- Nie! Weź mnie na ręce. Weź mnie na ręce i przytul.
Odsunął kołdrę na bok. Ostrożnie wziął mnie na ręce. Słyszał jak moje usta szepczą ciche ‘kocham cię’. Ostatni raz przytulił mnie do swojego serca. Ostatni raz złożył na moich ustach pocałunek. Nie chciałam się żegnać, zbyt wiele nas łączyło.
( Zmiana narratora : Justin )
Jej serce przestało bić. Odeszła. Zasnęła na zawsze. Jej kochane ciepłe ręce stały się zimne. Moja królewna. Piękna. Ech… Zgasła dziś rano. Poroniła dziecko. Minęło kilka dni od wizyty w szkole. Wszyscy dopytują się czy jeszcze żyje, co u niej, jak się czuje. Trudno jest mi odpowiadać na te pytania gdyż za każdym razem czuję ogromny ból. Znaczyła dla mnie tyle co nikt inny. Nasze dziecko… Chwila czy ja zostałem wdowcem? Moja żona, moje dziecko, moja żona… Teraz, gdy jej nie ma świat stracił znaczenie. Nic już dla mnie nie istnieje. Najchętniej to bym się teraz zabił. Tak, to najlepsza myśl !
” Sięgnął po nóż. Wbił Go sobie w serce, by móc być z nią. By Razem z jej ojcem czule się z nią opiekować. Zeby nie było już więcej łez, gdy spotkają się w niebie…”
*
Oboje umarli. Piękne. Też bym tak chciała , ale wiecie co ? Może umrzeć to bym nie chciała. Zdecydowanie nie. Chciałabym znaleźć kogoś takiego Jak Justin, dlatego to wymyśliłam, to mnie dopełniało. To THE END tej historii.
- Meggy ! Natychmiast złaź na dół ! Placuszki na Ciebie czekają ! No rusz tyłek, bo Chad Ci wszystko zje ! – a teraz wybaczcie, bo idę na ‘placuszki’. Mama jak zwykle przesadza z tą ilością kalorii.
- Meggy ! Ja wszystko słyszę! Złaź szybko i otówrz drzwi bo ktoś puka ! Dobra, nie to nie. Sama otworzę. – aha, właśnie takie są jej zagrania.
- Meg? Schodzisz? Byliśmy umówieni na 18, zapomniałaś? – to Arthur. Według mamy, on patrzy na mnie jakby był zakochany, ale wiecie – to tylko mama, więc do zobaczenia ! I pamiętajcie, ta historia się nie kończy, teraz ma własne życie. A Ja? Może jeszcze kiedyś do Was wrócę i opowiem Wam coś więcej o sobie. Sądzę że będzie Wam się podobać, o ile mi na to pozwolicie.
* * *
No i jak? Podoba się?
To już koniec. I szczerze? Ani trochę nie zależy mi na tym blogu.
Powstało z tego jedno wielkie gówno.
Do widzenia !
A na osłodę proszę :
nowy blog
A więc założyłam nowego bloga. Jeśli ktoś chciałby poczytać krótkie teksty dodawane co 3 trzy dni o moich myślach, sentencjach, życiu i przeżyciach osób otaczających – mnie którzy są jednocześnie moją inspiracją – przy użyciu metafor , to zajrzyjcie tu , oceńcie i dajcie znać jak coś nie będzie tak
Strona jest w tej chwili brzydka bo nie ma się kto zająć jej wyglądem. Jest ktoś chętny ? Pisać w komentarzach ; )

http://raiiinbow.blog.onet.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz