Siedemdziesiąty.

Siedemdziesiąty
Powinien zdać sobie sprawę, że cię traci lub już całkowicie stracił.
- Ile? – zapytałam po chwili z ciekawości.
- Trzydzieści dziewięć – odpowiedział, podając mi jakąś tabletkę.
     Bez dłuższego zastanowienia włożyłam ją sobie do ust i popiłam wodą, którą podał mi wcześniej w szklance. Położyłam się wygodnie na plecach i wpatrywałam się w sufit. Zaczęło mi wirować przed oczami, więc je zamknęłam.
- Spróbuj zasnąć – poradził Justin.
     Po chwili poczułam jak kładzie się obok mnie i mocno do siebie przytula.
- Nie mogę – wyszeptałam.
     Justin na moje słowa zaczął gładzić mnie po plecach, co od zawsze sprawiało, że usypiałam. Po chwili też to nastąpiło… Obudziłam się około 11:00. Justin już nie spał tylko bawił się moimi włosami.
- Dzień dobry księżniczko – cmoknął mnie w usta.
- Hej – odpowiedziałam, a ból głowy ponownie dał o sobie znać. Nie mogłam już wytrzymać.
- Jak się czujesz? – przejechawszy wierzchem dłoni po moim policzku zapytał.
- Szczerze? To chujowo – odpowiedziałam.
- Pójdę zrobić coś do jedzenia, a ty sobie odpocznij – po wypowiedzeniu tych słów, wstał z łózka i udał się ku drzwiom.
- Dziękuję – westchnęłam, kiedy wychodził z pokoju. Obdarzył mnie lekkim uśmiechem po czym opuścił pomieszczenie.
     Gdy wyszedł ja dalej leżałam, ale po kilku minutach mi się to znudziło. Postanowiłam się przebrać z piżamy do normalnych ciuchów, więc powoli podniosłam się z łóżka i podeszłam do jednej z walizek. Wypakowałam ją najpierw, a później wybrałam ciuchy na dzisiaj i weszłam z nimi do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w przygotowany wcześniej zestaw. Włosy upięłam w wysokiego kucyka, a grzywkę spięłam wsuwkami. Chustkę zawiązałam na głowie co wyglądało mniej więcej tak. Make-up dzisiaj składał mi się tylko z bezbarwnego błyszczyku i tuszu do rzęs. Kiedy byłam gotowa wyszłam z łazienki i zeszłam po schodach na parter do kuchni gdzie Justin coś gotował.
- Co robisz? – podeszłam do niego i wtuliłam się w jego plecy, ponieważ stał do mnie tyłem.
- Spaghetti – odpowiedział krótko.
- Mmm… – wymruczałam.
     Justin po chwili odwrócił się do mnie przodem i włożył mi dłonie do tylnych kieszeni spodni, a moje ręce uwiesiłam na jego szyi.
- Boli jeszcze głowa? – przybliżył się do mnie z wyrazistym uśmiechem.
- Tak – odparłam i wyprzedziłam jego ruch – musnęłam jego usta.
- Za chwilę przestanie – wyszeptał mi do ucha.
- Mam taką nadzieję, bo zaraz ogłupieję – stwierdziłam po czym głowę oparłam o tors Justa.
- Kocham cię mała – podniósł mój podbródek i pocałował mnie.
- Ja ciebie też – odpowiedziałam cicho.

     Minęły cztery miesiące. Właśnie jestem w mojej trasie koncertowej. Niestety nie mogłam sobie jej odpuścić, a tak bardzo chciałam jak i nalegałam. Justin też wyjechał z domu na jakiś czas i także ma rozplanowane koncerty na najbliższe tygodnie… 
     Nie wyrabiam już z niczym, nie mogę się skupić. Ten ciągły stres towarzyszący mi… Po prostu nie mogę już wytrzymać. To jak każdy mówi mi co mam robić, a jak zrobię coś źle od razu krzyk. Mam tego serdecznie dość. Z tego wszystkiego sięgnęłam po narkotyki jak i alkohol. Mieszanie tych dwóch rzeczy stało się u mnie codziennością. Teraz nie jestem grzeczną dziewczynką, która słucha wszystkich. Przez ostatnie tygodnie czy miesiące bez Justina stałam się całkowitym przeciwieństwem idealnej córki czy dziewczyny. Przez to wszystko ucierpiało moje zdrowie jak i sama psychika…
- Tom nie! Nie zgadzam się. Ciągle te koncerty… Nie widzisz tego, że ja już nie daję sobie z tym rady? Że się w tym gubię? Czy do cholery nie widzisz tego? – wykrzyczałam swojemu menadżerowi co myślę o tym gównie, bo tak teraz mogłam nazwać swoją popularność czy karierę. Nic mi nie wychodziło.
- Nie rozumiem cię dziewczyno! Co się z tobą stało przez ostatnie miesiące. To niemal niewiarygodne jak człowiek może zmienić się tak, jak ty zmieniłaś się przez ostatni czas. Ciągle tylko skandale wywołujesz. Same negatywy, a powinno być odwrotnie, więc się nie dziw jak każdego dnia masz jakiś wywiad czy koncert, czy tą sesję… Niech wróci tamta dawna, miła Jessica, a ta, która teraz jest niech zniknie, bo mam dosyć.
- Więc zniknę. Tak będzie najlepiej – stwierdziłam po czym wyszłam z samochodu menadżera w którym rozgrywała się ta scena.
- Gdzie ty do cholery jasnej idziesz? – otworzył drzwi i wyszedł, stając obok swojego samochodu.
- Jak najdalej od ciebie – odpowiedziałam i odeszłam od auta kilka metrów. Odwróciłam się i spojrzałam na Toma, który gdzieś dzwonił. Zatrzymałam się z ciekawości i założyłam ręce na piersiach.
- Justin? Cześć. Masz czas? Możemy pogadać?
Kiedy usłyszałam słowa Toma strasznie się wkurzyłam. Nie będzie niczego niszczył pomiędzy nami, nie pozwolę na to. Podbiegłam do niego i chciałam wyrwać mu telefon z ręki, ale się nie dał.
- Daj telefon – krzyknęłam bezsilnie.
- Proszę zrób coś z nią. Zmieniła się nie do poznania. Jest arogancka, wredna i niemiła, a do tego wulgarna… – zaczął do każdej wypowiedzianej cechy podawać przykłady na uzasadnienie.
     Teraz wiedziałam, że zniszczyłam swoim zachowaniem wszystko i za nic w świecie nie będę potrafiła tego odbudować.
- Tom przestań. Proszę – rozpłakałam się.
     Usiadłam na zimnej ziemi, gdzieś na poboczu drogi. Podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam kołysać się choćby w jakimś transie. Teraz potrzebowałam tylko jednej rzeczy, narkotyku tak silnego aby mógł sprawić, żebym totalnie zapomniałam o wszystkim i wszystkich. Żebym mogła dać sobie z wszystkim spokój…odlecieć.
- Justin chce z tobą rozmawiać – poinformował mnie Tom i podał mi komórkę. Niepewnie chwyciłam ją. Nie wiedziałam co zaraz usłyszę w słuchawce, bałam się tego.
- Kotku – usłyszałam cichy, zachrypnięty głos Justina – tak bardzo mi go brakowało.
     Nie odezwałam się. Milczałam, co kilka sekund pociągając nosem.
- Co się z tobą dzieje? – zapytał już nieco głośniej Justin, ale dalej wydawało mi się, że mówi do mnie szeptem.
- Nie wiem – stwierdziłam po dłuższej chwili zastanawiania się nad sensowną odpowiedzią, lecz jak zwykle ostatnio, nic z tego nie wyszło.
- Jak to nie wiesz? Musisz wiedzieć. Ty masz wpływ na to co się z tobą dzieje, wyłącznie ty – powiedział, a mi zrobiło się tak głupio, było mi głupio, że kolejny raz ma rację.
- Mała musisz się postarać i wrócić do siebie. Za dwa tygodnie się zobaczymy. Mamy wspólny koncert. Będzie okazja do pogadania, a za ten czas zastanów się jak chcesz, żeby było. Czy chcesz, żeby coś się zmieniło. Bo jak nie to z nami koniec. Proszę przemyśl to co ci teraz powiedziałem. Proszę – zakończył połączenie, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
     Wstałam z ziemi i oddałam komórkę Tomowi. Jednak nie miałam zamiaru go za nic przeprosić. To wszystko przez niego, to przez niego się tak stoczyłam i mam nadzieję, że zdaje sobie z tego sprawę.
- Musiałeś mu wszystko powiedzieć? Musiałeś do końca mnie dobić? Musiałeś?! – pytałam dość głośno, lecz ciszej niż wtedy w samochodzie.
- Powinien wiedzieć co się z tobą dzieje. Powinien zdać sobie sprawę, że cię traci lub już całkowicie stracił.
- Nie mów tak – odpowiedziałam, odwracając się do niego plecami.
- Stoczyłaś się i tyle.
     Kiedy usłyszałam od niego te słowa… zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Zawsze to on w każdej sytuacji, chociaż nie miałam racji, stał murem za mną i zawsze mnie bronił. Mogłam śmiało traktować go jak ojca, a teraz?

- Gdzie cię podwieźć maleńka? – zapytał mnie jakiś koleś po dwudziestce na pewno. Porozumiewał się językiem angielskim, więc spokojnie mogłam się z nim dogadać.
- Do hotelu Oceania – wsiadłam do jego samochodu po czym ruszył.
- Też tam jadę – powiedział i odwrócił wzrok od drogi, spojrzał na mnie po czym ponownie przeniósł wzrok na jezdnię.
- Zostajesz w hotelu? Czy jesteś tam po kogoś, czy przejazdem? – wypytałam z ciekawości.
- Zatrzymuję się tam na tydzień i z powrotem muszę wracać do pracy – odpowiedział.
     Zaciekawiła mnie jego osoba. Był taki przystojny, zadbany i ciągle uśmiechnięty. Jednym słowem ciacho.
- Jak masz na imię? – zapytałam, spojrzawszy na niego łobuzersko.
- Mike – odpowiedział jakoś bez entuzjazmu.
- Ja jestem Jess – przedstawiłam mu się.
- Kojarzę cię z telewizji. Ostatnio wszędzie cię pełno.
- Niestety – westchnęłam i spojrzałam na widok za oknem.
     Wcześniej nie zauważyłam jak szybko jechał Mike. Nie wiem czy chciał mi zaimponować, czy to u niego normalne, ale postanowiłam nie być, aż tak dociekliwa. Gdy zbliżaliśmy się do jednego z licznych skrzyżowań, zaczął hamować.
- Ile masz lat? Jeśli można wiedzieć – zadałam już kolejne pytanie z czystej ciekawości, której nie mogłam przy nim opanować.
- Wszystko byś chciała wiedzieć – zaśmiał się.
- Taka już jestem – stwierdziłam z cwanym uśmiechem.
- Dwadzieścia jeden – odpowiedział, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że ma powyżej dwudziestu lat.
     Mike dziwnie na mnie działał.. pociągał mnie. Chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej się tylko da. Co było sprzeczne z moim związkiem z Justinem. Jego kocham, ale tak szybko jak Justin pojawił się w moich myślach, tak szybko z nich zniknął, a zamiast jego pojawił się Mike.
     Uśmiechnęłam się w jego stronę, ale nie wiedziałam czy to zobaczył. Położyłam mu dłoń na jego kolanie. Mike natychmiast odwrócił głowę w moją stronę co trwało zaledwie kilka sekund sekund, a później przeniósł zdziwiony wzrok na moją dłoń. Ja przesunęłam ją trochę wyżej i spojrzałam na jego reakcję. Zacisnął dłonie bardziej na kierownicy… Kiedy to dostrzegłam, byłam pewna, że nie jestem mu obojętna. Po chwili z uśmiechem zabrałam dłoń z jego uda.
- Daleko jeszcze? – zapytałam po chwili ciszy.
- Z siedem minut – odpowiedział.
     Na jego słowa postanowiłam coś z ‘nami’ zrobić. Nie mogłam przepuścić takiej okazji na poznanie go lepiej. Chciałam czegoś więcej niż tylko znajomości z nim.

- Co robisz? – zapytałam, gdy wynajął apartament dwuosobowy.
- Spodziewam się osoby towarzyszącej przy pobycie tutaj – kiedy to usłyszałam zrobiło mi się strasznie głupio. Ta sytuacja w samochodzie… Boże jaka siara.
- Aha – odpowiedziałam i już miałam się odwracać i odejść, ale zatrzymała mnie pewna osoba…
******
     Mi się notka nawet podoba. Mam nadzieję, że Wam też ; )