Osiemdziesiąty szósty.
- Wstawać! – wczesnym rankiem do naszej sypialni wszedł Chris, wydzierając się przy tym.
- Cicho, bo ją obudzisz – oczywiście mówiłem o Jess.
- No dobra, ale schodź na dół, bo dziecko ci płacze – powiedział półgłosem po czym wyszedł z pokoju, przymykając za sobą drzwi.
Z niechęcią podniosłem się z pozycji leżącej do pozycji siedzącej. Myśl, że mój dzisiejszy sen dobiegł końca wprawiła mnie w zły humor, ale przecież sam sobie jestem winien. Jess sama się nie zapłodniła. Przed zejściem z łóżka, musnąłem delikatnie jej usta, żeby jej nie obudzić. Po cichu podniosłem się z łóżka. Na dupę ubrałem jakieś pierwsze lepsze bokserki, które znajdowały się w szafce. Wciągnąłem na siebie jakieś szare spodnie dresowe i zszedłem na dół.
Na kanapie w salonie siedziała Mia, uspokajając małego, który darł się niemożliwie. Podszedłem do nich bliżej.
- Dzięki za opiekę nad nim. Możesz mi go dać – powiedziałem, zabierając Nathana z jej objęć.
- Nie ma za co. Nie wiem jak wy możecie to codziennie wytrzymywać. Kiedy wy w ogóle śpicie? – zaczęła swój monolog.
- Problem w tym, że nie śpimy. Dzisiejsza noc była od bardzo dawna cała przespana, a nie zerwana. A i mam do was prośbę. Możecie zachowywać się cicho dopóki Jess się nie obudzi? Niech się przynajmniej dzisiaj wyśpi. Dobrze jej to zrobi – mówiłem, wpatrując się w małego chłopca, znajdującego się na moich rękach.
- I tak zaraz wychodzimy, więc nie czekajcie na nas z kolacją – na jej słowa samoczynnie podejrzliwy uśmiech wkradł mi się na twarz. ,, A nie mówiłem ” - pomyślałem.
- Idziesz z Chrisem? – zapytałem ciekaw.
- Tak – szepnęła po czym odeszła. Udała się do kuchni, a ja pozostałem na sam z małym.
- Nie płacz już.
Po kilku minutach, nie mogąc go uspokoić zacząłem mówić do niego. Nie pomogło. Spróbowałem inaczej. Położyłem go na wygodnej kanapie po czym zacząłem odstawiać jakieś cyrki z jego maskotkami. Też nie pomagało.
- My wychodzimy.
Do salonu wszedł Chris, wyszykowany jak nigdy.
- Powodzenia – o mało co nie wybuchnął śmiechem, kiedy zobaczył co mam na głowie. A miałem jakąś kolorową czapkę z frędzelkami, która migała różnokolorowymi światełkami, żeby tyko przywołać nią zainteresowanie dziecka.
- Wal się – odparłem, rzucając w niego maskotką.
Christian na moje słowa zaśmiał się głośno po czym poszedł w kierunku drzwi.
- Chris – zawołałem.
- Co? – zapytał, odwracając się w moją stronę.
- Nie spierdol tego – miałem na myśli jego spotkanie z Mią.
Na moje słowa promiennie się uśmiechnął po czym opuścił dom, a zaraz za nim wyszła Mia. Ubrana w fioletową, zwiewną sukienkę i buty na małym obcasie.
Nie miałem czasu zwracać na nich uwagi, ponieważ Nathan wciąż dawał o sobie znaki. Na szczęście w tym momencie ze schodów zeszła zaspana Jess, ubrana w moją koszulkę i krótkie spodenki. Na jej widok uśmiechnąłem się szczerze.
- Jest głodny – stwierdziła, podnosząc go z kanapy.
- No to go sobie mogłem uspokajać godzinami – odburknąłem pod nosem.
- Mówiłeś coś? – Jess spojrzała w moim kierunku, cicho się z czegoś śmiejąc.
- Nie, a ty z czego się śmiejesz? – zapytałem, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Fajna czapka – odparła po czym zaśmiała się głośno.
- Fajne włosy – odpyskowałem z uśmiechem na ustach.
Włosy sterczały jej w każdą możliwą stronę świata. Wyglądała jakby przed chwilą włożyła gwóźdź do kontaktu.
- Bardzo śmieszne – odpowiedziała, przymrużając oczy i robiąc przy tym minę, która wskazywała na to, że się obraziła.
- No przecież żartowałem. Wyglądasz ślicznie – ledwo co powstrzymywałem się od wybuchnięcia śmiechem, ale próbowałem tego za wszelką cenę uniknąć. Aby zatrzeć jej podejrzenie, że w tej chwili kłamię, podszedłem do niej i do Nathana, który przebywał u niej na rękach.
- Żartowałem – powtórzyłem, nachylając się nad jej ustami, ale ta ze stanowczością zrobiła krok w tył z cwaniackim uśmieszkiem.
- Na to trzeba zasłużyć Justin.
Z grymasem na twarzy udałem się do naszej sypialni, zostawiając tam Jess. Wiedziałem, że i tak na nic się im nie przydam. Siedziałem, wlepiając wzrok w telewizor. Zdziwiłem się, że rankiem puszczali horror, ale domyśliłem się, że to powtórka z wczoraj. Leżąc na łóżku niby skupiony na oglądaniu, ciągle rozmyślałem o Jess.
- Co oglądasz? – do sypialni weszła kobieta mojego życia z synkiem na rękach.
- Nawet nie znam tytułu. Jakiś horror – odpowiedziałem, wpatrując się w nich. Tak słodko razem wyglądali.
- Nie ruszaj się – rozkazałem, podrywając się z łóżka.
- Co? – zapytała przestraszona.
- Nic. Po prostu chcę wam zrobić zdjęcie – zaśmiałem się.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i przyjąłem właściwą pozycję.
- Uśmiechnij się – poprosiłem.
Jessica na moją prośbę uśmiechnęła się, a ja zadowolony pstryknąłem kilka zdjęć.
- Justin.. wystarczy – odpowiedziała znudzona zapewne moimi poleceniami do tego, jak ma się ustawić.
- Okej. Już cię nie męczę – odparłem zrezygnowany.
Zabrałem od niej Nathana, podchodząc z nim do łóżka. Położyłem go na nim. Usiadłem obok, a po chwili dołączyła do mnie szatynka.
- Jesteście dla mnie najważniejsi na świecie – wypowiedziała nagle.
- Mogę stwierdzić o was dokładnie to samo – uśmiechnąłem się. Przybliżyłem do niej po czym musnąłem jej usta.
Tą niezwykłą chwilę przerwał dźwięk dzwoniącego, o dziwo mojego telefonu.
- Justin… Przypilnuj go. Ja zaraz wracam – odebrałam.
- Tak, słucham? – zaczęłam rozmowę, kiedy oddaliłam się trochę od Justina.
- Hej. Tutaj Aleks – usłyszałam ten głos, za którym tęskniłam.
- Aleks? Nie spodziewałam się, że się jeszcze do mnie odezwiesz. W końcu dawno nie gadaliśmy.
- Wiesz… Nie miałem zbytnio czasu na wydzwanianie do ciebie, ale jakoś udało mi się zadzwonić – westchnął cicho.
- A co się stało, że nie miałeś czasu? – zapytałam ciekawa.
- Poznałem pewną dziewczynę. Nie ma łatwego charakteru. Jej humor zmienia się co minutę. Raz jest pomiędzy nami świetnie, a raz kłócimy się tak, że wszyscy sąsiedzi słyszą, a mieszkam na odludziu.
- Ważne, że potraficie się pogodzić – stwierdziłam.
- W sumie masz rację, ale co ja mam z nią zrobić? Sam już nie wiem jak dać jej do zrozumienia, że chcę czegoś więcej od przyjaźni pomiędzy nami? – zapytał bezradnie.
- Dowiedz się, oczywiście jak nie wiesz jeszcze, co lubi robić. Gdzie lubi przebywać. Zabierz ją w jakieś ciekawe, romantyczne miejsce. Zorganizuj jakiś piknik czy coś podobnego. Dziewczyny to lubią. No przynajmniej ja. Nie wiem jak ona, ale myślę, że przyjemnym widokiem będzie dla niej, kiedy zobaczy, że się starasz, że o was walczysz.
- Gdzie ja ci znajdę z dnia na dzień romantyczne miejsce? – zapytał zrezygnowany.
- Wystarczy ruszyć tyłek z domu i pospacerować po Toronto. Zapuść się gdzieś dalej. Tylko tak co później nie stracisz orientacji w terenie i się nie zgubisz. Mi się to przytrafiło, ale nie było źle – na myśl przyszedł mi Mitchel. Mam ogromną ochotę się z nim spotkać. Nie widziałam go tak dawno.. Ciekawe czy mnie jeszcze będzie pamiętał.
- No to ja kończę. Zadzwonię za kilka dni, może nawet jutro i zdam ci relacje z naszego spotkania. Mam nadzieję, że udanego spotkania. Idę się gdzieś przejść – oznajmił po czym słysząc moje słowa pożegnalne, rozłączył się.
Ja z uśmiechem na ustach, powróciłam do sypialni w której Justin usypiał małego. Zlustrował mnie wzrokiem po czym nie odzywając się, położył na łóżku śpiącego Nathana, a sam położył się obok niego.
- Pójdę się wykąpać – poinformowałam go, zabierając z szafy dłuższą, białą koszulkę i świeże, czarne bokserki.
Weszłam do łazienki, napuściłam po brzegi wanny gorącej wody po czym wzięłam długą, relaksującą kąpiel.
Wychodząc z wanny, owinęłam się białym ręcznikiem i wsmarowałam odżywkę zakupioną już dawno w aptece, we włosy. Pachniała migdałami, a tego zapachu wręcz nienawidzę. Będę musiała to jakoś wytrzymać. Z grymasem na twarzy upięłam wilgotne jeszcze włosy w luźnego koka. Wytarłam się dokładnie po czym ubrałam się we wcześniej przygotowane ciuchy do spania.
Opuściłam pomieszczenie. Justina w sypialni nie było. Nathana też nie. Domyśliłam się, że Just poszedł położyć go do swojego łóżeczka w pokoiku, który przed naszym przyjazdem tutaj jeszcze był pusty. Nie musiałam długo czekać na Justina, ponieważ po dwóch minutach wszedł do sypialni.
- O co ci chodzi? – zapytałam, kiedy zauważyłam, że chodzi jakiś poddenerwowany.
- O nic – odparł.
- Przecież widzę – podeszłam do niego bliżej.
- Kto dzwonił? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Nikt ważny – odpowiedziałam, mając nadzieję, że go tym uspokoję. Przeciwnie.
- Kto? – drążył dalej temat.
- Aleks – wyznałam.
- Aleks – powtórzył ciszej i kpiarsko się zaśmiał.
- O co ci teraz chodzi? Dzwonił, bo miał problem z dziewczyną, jego dziewczyną. Wydaje mi się, że ktoś tutaj jest zazdrosny – zaśmiałam się głośno.
- Nie jestem zazdrosny – wyparł się, a wyraz jego twarzy zmienił się na naturalny.
- Teraz już może nie, ale przyznaj, że przed chwilą byłeś!
- Tak.. jestem pieprzonym zazdrośnikiem, ale to dlatego, że tyle dla mnie znaczysz.
******
Serdecznie zapraszam Was na tego bloga: Sometimes love comes around [klik]. Muszę przyznać, że dziewczyna ma talent do pisania. Także zapraszam do czytania jak i komentowania jej bloga. Komentowanie nie zajmuje Wam dużo czasu, a poświęcając minutę czy dwie Waszego życia możecie sprawić drugiej osobie przyjemność. Przemyślcie to.
Prosiłabym również aby wzięliście udział w tej sondzie [klik] i zagłosowali na Waszym zdaniem, najładniejsze żeńskie imię. Dziękuję.
Co do Tego bloga… Kolejny rozdział pojawi się w przeciągu kilku dni. Nie wiem dokładnie za ile. Dziękuję Wam z całego serca za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nie spodziewałam się, że będzie ich, aż 25! Jesteście cudowne, naprawdę. A co do oglądalności mojego bloga.. Jestem pozytywnie zaskoczona. Już tyle osób przewinęło się przez mojego bloga… Mogę powiedzieć, a raczej napisać tylko jedno: WOW.
Ten rozdział, rozdział osiemdziesiąty szósty uważam za całkowitą porażkę. Nie wiem jak mogłam to opublikować -,- Kompletny niewypał, za którego najmocniejprzepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz