niedziela, 10 lutego 2013
Osiemdziesiąty piąty.
31 Marzec 2012
- Mały śpi, więc możemy w końcu szczerze porozmawiać? – zapytałem, wpatrując się w Jess, która zainteresowana była skrawkiem swojej bluzki.
- Nie mamy o czym – ponownie zaczynała udawać.
- Jak to nie mamy o czym? Jess do cholery chcę z tobą porozmawiać na temat naszego dziecka. Chcesz, żeby nie miało ojca? Naprawdę chcesz być samotną matką? Proszę nie udawaj, bo nie wychodzi ci to – mój ton głosu z każdą chwilą przybierał na sile.
- Ciszej… Obudzisz go – usłyszałem spokojny głos Jessici. – Chodźmy gdzieś indziej – dodała po chwili.
Nie zamieniając ze sobą słowa, ruszyliśmy do jej sypialni. Ona usiadła bezsilnie na łóżku, a ja przystawiając krzesło do łóżka, usiadłem na nim aby być na przeciwko niej i móc obserwować jej każdą reakcję.
- Jak chcesz, żeby było pomiędzy nami? – zapytałem, dodając po krótkiej chwili – Szczerze proszę.
- Pragnę, żeby było tak jak kiedyś, ale niestety to nie jest możliwe – odpowiedziała, spuszczając wzrok z mojej twarzy, a przeniosła go na nasze wspólne zdjęcie, które było zrobione zaraz po naszym pierwszym wspólnym wywiadzie u Ellen.
- Skąd możesz wiedzieć, że nie może być tak jak dawniej skoro nawet nie chcesz spróbować – odparłem, nie rozumiejąc jej postępowania.
- To nie jest łatwe Justin – wyszeptała cicho. Zbierało jej się na łzy, zobaczyłem to, kiedy swój wzrok przeniosła prosto w moje oczy.
- Nie mów mi co jest łatwe w życiu, a co nie, bo jesteśmy w tej samej sytuacji.
Kiedy zobaczyłem niechęć do rozmowy po wyrazie jej twarzy dodałem cicho:
- Chociaż pozwól mi go widywać.
- Nie będę ci tego zabraniać. Jesteś jego ojcem, wręcz powinieneś go od czasu do czasu odwiedzać. Utrzymywać z nim kontakt – wygłosiła swój pogląd na ten temat, blado się przy tym uśmiechając.
Brakowało mi jej uśmiechu, chociaż słabego. Uwielbiałem patrzeć, kiedy kąciki jej ust unosiły się ku górze, tworząc najpiękniejszy uśmiech świata.
- Dziękuję – westchnąłem cicho.
- Nie masz za co, Justin – powiedziała badawczo mi się przyglądając.
- Powinienem już iść – wstałem z krzesła po czym odłożyłem je na swoje miejsce. – Więc do zobaczenia. Jeszcze się zgadamy co do kolejnej wizyty, a w sprawę pieniędzy omówimy przy kolejnym spotkaniu.
- Odprowadzę cię.
Jess podniosła się z łóżka i zeszła ze mną na dół. Odprowadziła mnie ku drzwiom.
I jak mu tu teraz powiedzieć co do niego tak naprawdę czuję? Nie potrafiłam zrobić tego dosłownie przed chwilą, a teraz mam sobie niby z tym poradzić? W końcu mam ostatnią szansę. Zdobyłam się na odwagę, kiedy już odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem ich otworzenia.
- Nie chcę, żebyś do nas, do Nathana przyjeżdżał, żebyś nas odwiedzał.
- Co? – Justin automatycznie odwrócił się w moją stronę.
- Chcę, żebyśmy zamieszkali razem. Tak jak dawniej. Chcę mieć cię zawsze obok siebie w każdej sytuacji. Kocham cię Justin. Prawda jest taka, że zawsze kochałam – nie mogłam opanować łez, które jak oszalałe spływały po moich policzkach, skapując na panele, robiąc przy tym coraz większą kałużę.
Nie musiałam długo czekać na reakcję Justina. Zbliżył się do mnie, otarł moje łzy. Musnął delikatnie moje usta. Jedną ręką odgarnął mi włosy. Staliśmy obok siebie. Nasze twarze tak bardzo zbliżone. Jego ciepły oddech owiał mój policzek… Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy… Kolejne muśnięcie. Przyśpieszone bicie serc. Świat zawirował, pokrył tysiącem barw, a życie nabrało sensu.
- Też cię kocham maleńka i to się nigdy nie zmieni – wyszeptał mi na ucho, przygryzając jego płatek.
Na moich ustach samoczynnie zagościł szeroki uśmiech, wyrażający więcej niż tysiąc słów. Tak bardzo czekałam, aż tak chwila nadejdzie. Codziennie wieczorem modliłam się o to aby tak to wszystko się ułożyło, żebyśmy w końcu ponownie byli szczęśliwi, żebyśmy ponownie mieli siebie.
Oczywiście tą cudowną chwilę musiał ktoś przerwać. Zadzwonił telefon Justina. Spojrzał na mnie przepraszająco po czym odszedł ode mnie na kilka kroków i odebrał. Wydawało mi się, że rozmawia z Pattie. Miałam nadzieję, że nie powie jej o tym, że się pogodziliśmy i teraz jest u mnie, ale stało się całkowicie odwrotnie. Chwilę jeszcze pogadali po czym się rozłączył.
- Mama dzwoniła – poinformował, utwierdzając mnie tym, że miałam rację, podejrzewając Pattie o telefon.
Na jego słowa teatralnie wywróciłam oczami. Jak znowu ma zamiar się wtrącać w nasze sprawy to ograniczę nasz kontakt do minimum.
- Justin ja nie chcę, żeby i tym razem coś pomiędzy nami popsuła.
- Nie dopuszczę do tego. Nie masz się o co martwić kochanie – musnął moje czoło.
Właśnie kończy się kolejny dzień naszego wspólnego życia z Justinem. Minęły trzy miesiące od naszego pogodzenia się. Na razie jesteśmy z Justinem na etapie chodzenia ze sobą, ale podejrzewam, że w najbliższym czasie się to zmieni. Oczywiście nie przeszkadza mi to jak jest teraz, a jest świetnie. Jednak potrzebuję tej pewności, że Justin chce być ze mną na dobre i na złe, do końca.
Bieber sprawdza się w roli ojca znakomicie. Jestem z niego dumna. Doskonale radzi sobie beze mnie w różnych sytuacjach. Mały z wagą dobija już do sześciu kilogramów, a jego wzrost od urodzenia zwiększył się o dziesięć centymetrów. Maluch już coraz mniej płacze, a jak już to robi, potrafi się sam uspokoić. Często głośno się śmieje i grucha. Lubi przebywać w towarzystwie innych osób, a gdy zostaje sam, protestuje. Czasem można wychwycić u niego niewyraźne sylaby.
Aktualnie przybywamy na Florydzie, ale nie sami. Postanowiliśmy, że najlepiej będzie abyśmy zamieszkali wspólnie. Mam na myśli mnie, Justina, Nathana, Chrisa i Mię, która wróciła do nas. Pewnego dnia przyszła do mnie, do domu i zaczęła przepraszać jak i błagać o wybaczenie. Nie wiedziała co na nią tak wpłynęło, że tak się zachowywała. Przysięgła sobie, że wszystko pomiędzy nami naprawi. Teraz mieszka z nami i muszę przyznać, że nie jest nudno, a o kłótniach nie ma mowy. Z Chrisem żyją w zgodzie, lecz nie są parą… Jeszcze – przynajmniej tak twierdzi Justin.
- Mia wybierasz się gdzieś? – zapytałam, spoglądając na brunetkę, kiedy zakładała na siebie grubszą bluzę.
- Wieczorny spacer – odpowiedziała, uśmiechając się promiennie.
- Sama idziesz? – zapytałam zdziwiona.
- Nie. Coś ty. Chris ze mną idzie tylko się ubiera na górze.
- Aha, a moglibyście zabrać Nathana ze sobą? Oczywiście nie chcę się narzucać – zaproponowałam. Wiedziałam, że się zgodzi. Ona go wprost uwielbiała. Całymi dniami z nim przesiadywała. O Chrisie już nie wspomnę, który ciągle robił im zdjęcia czy nagrywał filmiki.
- Jeszcze pytasz. Rozumiem cię. Dawno nie zostaliście sami z Justinem – zabawnie poruszała brwiami, a ja z uśmiechem klepnęłam ją w ramię. – Pójdę ubrać Natha – wyprzedziła mnie po czym wbiegła na górę po schodach. Ona jest zdecydowanie nadpobudliwa i czasem można u niej wykryć objawy schizofrenii. Świetnie pasowaliby do siebie z Chrisem, bo on z zachowaniem zbytnio się od niej nie różni.
Ja wolnym krokiem udałam się na górne piętro. Jakoś zbytnio mi się nie śpieszyło. Weszłam do sypialni, mojej i Justa. Leżał na łóżku w samych bokserkach z mokrymi włosami jak i kroplami wody na torsie. Przygryzłam wargę po czym zbliżyłam się do niego. Usiadłam na łóżku. Justin automatycznie podniósł się na łokciach, a ja musnęłam przelotnie jego usta. Chciałam się od niego oderwać, ale Justin ewidentnie zaprzeczył, bo jeszcze bardziej przybliżył się do mnie. Usiadłam na nim okrakiem. Jeden ruch i to ja byłam na dole. Poczułam na swojej skórze jego przyspieszony oddech. Justin nie przestając mnie całować, zjechał dłońmi po moim ciele, a jego dłonie poczułam pod bluzką.
W tym momencie do pokoju ktoś wszedł. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się Mia z Nathanem na rękach.
- My już wychodzimy. Przepraszam, że przeszkodziłam – uśmiechnęła się szyderczo po czym opuściła sypialnię.
- Gdzie oni wychodzą? – zapytał zdezorientowany tą sytuacją, Justin.
- Na spacer kochanie – musnęłam kącik jego ust.
- W końcu zostaliśmy sami – szepnął i zaczął muskać linię mojej szczęki, szyję jak i obojczyk.
******
Zdaję sobie sprawę, że rozdział krótki, ale bardzo dużo osób prosiło mnie, żebym dodała go właśnie dzisiaj, więc dodaję. Dziękuję za wszystkie pomysły na ten rozdział, na gg! Nie było ich dużo, ale zawsze coś. Prosiłabym, żeby skomentowały tą notkę wszystkie osoby, które ją czytały. Chcę wiedzieć ile Was jest! ; D
KATEGORIE: Bez kategorii
25 Komentarze
Osiemdziesiąty czwarty.
26 Marzec 2012
- Hej – przywitałam się bez uczuciowo.
- Cześć – odpowiedział już bardziej rześko Justin.
- Co u Pattie? – zapytałam drwiąco. Justin spojrzał na mnie spod byka.
- Dobrze wszystko – mruknął pod nosem.
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać? Tylko się streszczaj, bo nie mam czasu – ponagliłam go, bo naprawdę mi się śpieszyło.
- O tym, żeby… – nie dokończył, bo do naszego stolika podszedł kelner z pytaniem czy coś podać.
- Kawę – odpowiedziałam, skupiając się się na swoich dłoniach.
- Więc dwie kawy poprosimy – Justin uśmiechnął się pod nosem. Kelner odszedł.
- Dalej nosisz – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Co? – zapytałam kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Łańcuszek – wskazał palcem na moją szyję.
Faktycznie widniał na niej łańcuszek, który Justin podarował mi, kiedy pytał czy zostanę jego dziewczyną. Nie zdejmuję go, nie mogłabym. Zbyt wiele łączy mnie z nim wspomnień.
- Nie zdejmuję go – odpowiedziałam po kilku minutowej ciszy. – A wracając do tematu… O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Tęskniłem za tobą, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Kiedy chodziłem z Seleną, chciałem abyś w końcu wyleciała mi z głowy, ale się nie udawało. Kłamałem, kłamałem Selenie, że coś do niej czuję, ale nie mogłem z nią zerwać, bo ponownie zatraciłbym się w jakimś świństwie, a tego chciałem uniknąć. Ostatnimi czasy moje kłamstwo zaszło zbyt daleko, wyobrażała sobie za dużo.
- Czyli przyszedłeś tutaj aby porozmawiać o Selenie tak? – robiłam z siebie idiotkę, ale nie chciałam sobie uświadomić tego, że brakowało mu mnie.
- Chciałem, żebyś wiedziała, że brakowało mi ciebie na każdym kroku, w każdej sytuacji. Nie potrafiłem bez ciebie normalnie funkcjonować, chodziłem zamyślony, nie mogłem się na niczym skupić. Ja dalej czuję do ciebie to, co czułem przed dziewięcioma miesiącami.
- Justin… wszystko się pokomplikowało. Nie możemy już być razem.
- Dlaczego? – tak bardzo nie chciałam usłyszeć z jego ust tego pytania, ponieważ nie wiedziałabym i dalej nie wiem jak na nie mam odpowiedzieć. Na szczęście do stolika w tym momencie podszedł kelner i położył na nim dwie kawy.
- Dziękuję – odpowiedziałam na równo z Justinem.
- Wracając… Moim zdaniem przyczyna w tej sytuacji nie jest ważna. Ważne jest moje zdanie, które brzmi na ten temat, na nie – zanim Justin zdążył się odezwać, poinformowałam go, że idę do toalety. Nie mogłam dalej udawać.
Wstałam z krzesła po czym zniknęłam za rogiem. Weszłam do środka ubikacji w której byłam całkowicie sama. Spojrzałam w lustro z obrzydzeniem do samej siebie. Tam, przy Justinie, nie potrafiłam zdobyć się na odwagę i przyznać do tego, że nie mogę bez niego wytrzymać, nie daję sobie rady bez jego obecności. Miałam zamiar dzisiaj powiedzieć mu o dziecku, ale tchórzyłam i raczej się o tym nie dowie, nie ode mnie.
Przemyłam twarz zimną wodą. Nie musiałam martwić się o makijaż, bo dzisiaj praktycznie go na sobie nie miałam, za wyjątkiem wodoodpornego tuszu do rzęs i bezbarwnego błyszczyku.
Wyszła… Czułem jak tracę ją z każdą chwilą, coraz bardziej. Nie chciała spróbować albo się bała. Bała się kolejnego początku… W pewnym momencie zadzwonił telefon. Z pewnością nie był to mój telefon. Ktoś próbował skontaktować się z Jessicą. Za pierwszym razem postanowiłem nie odbierać tego połączenia. Ale z kolejnymi minutami komórka leżała na stoliku, dalej wibrując i wydając z siebie dźwięk. Odebrałem.
- Jess… tutaj Karolina. Mama kazała mi zadzwonić do ciebie, bo Nathan płacze i nie może go uspokoić. Masz wracać.
- Tutaj Justin… Jess jest w toalecie. Kto to jest Nathan? – zapytałem zdezorientowany. O co tutaj do cholery chodzi?
- Przekaż Jess, że ma wracać – powiedziała zszokowana i się rozłączyła.
Kiedy to zrobiła, mogłem bez problemu zobaczyć tapetę Jessici. Ewidentnie widniało na niej zdjęcie dziecka. Czyjego dziecka? Czyżby Jessica coś ukrywała przede mną? Już powoli zaczynam rozumieć dlaczego nie chce spróbować po raz kolejny. Ma innego z którym się puściła, a teraz wychowuje Nathana.
- Co robisz z moim telefonem? – usłyszałem głos dziewczyny za sobą.
- Kilkakrotnie dzwoniła do ciebie Karolina, za którymś razem odebrałem. Powiedziała, że masz wracać do domu, bo Nathan płacze. Kim jest Nathan? – zapytałem dosyć wrednie.
Kim jest Nathan, tak? Chce wiedzieć, więc proszę bardzo. Powiem mu. Nie mam zamiaru dalej brnąć w tym kłamstwie.
- Nathan to mój synek.
- Kto jest ojcem? – zapytał.
- To już nie jest twoja sprawa – odparłam, zabierając ze stolika swój telefon.
Wyjęłam z torebki portfel po czym położyłam na stoliku banknot w wysokości dziesięciu dolarów. Udałam się do wyjścia.
- Zaczekaj – usłyszałam za sobą głos Justina. Nie zatrzymałam się, a wręcz przeciwnie, przyspieszyłam.
Na zewnątrz mnie dogonił, złapał za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
- Kto jest ojcem? – powtórzył pytanie już lekko podirytowany moim zachowaniem.
- Już mówiłam, nie twoja sprawa.
- Ten Aleks tak?
- Chyba sobie żartujesz – wyśmiałam go.
- Jeszcze inny? – zapytał, spoglądając mi prosto w oczy. Przełamałam się.
- Ty jesteś ojcem – automatycznie puścił mój nadgarstek, który jeszcze przed chwilą trzymał.
Jestem ojcem. Zdanie, które nie dawało mi spokoju od dobrych kilku minut. Zdanie, które zmieniło mój cały świat, moje życie. Spojrzawszy w oczy Jess, dostrzegłem w nich łzy, które po chwili spłynęły po jej policzkach.
- Nie płacz – otarłem wierzchem dłoni jej łzy.
Przytuliłem ją najmocniej jak tylko potrafiłem. Nie chciałem, żeby dalej myślała, że jest w tym wszystkim sama.
- Muszę iść – wyszeptała cicho.
- Mogę iść z tobą? Chcę go zobaczyć – odsunąłem ją od siebie po czym uśmiechnąłem się delikatnie, a w odpowiedzi usłyszałem ciche:
- Tak.
Droga do domu mamy Jess trwała około dziesięciu minut. Idąc patrzyłem w czubki swoich butów. Cały ten czas rozmyślałem nad tym, jak to teraz wszystko będzie wyglądać. Nie mogłem doczekać się, kiedy zobaczę mojego synka. Nie żałuję ani trochę dzisiejszego spotkania.
- Jesteśmy – poinformowała Jess po czym otworzyła drzwi od jej domu.
Pierwsze co usłyszałem to głos płaczącego dziecka. Jessica szybkim krokiem podeszła do schodów, a ja stałem w miejscu, nie wiedząc co mam robić.
- Chodź – usłyszałem cichy głos Jess, który mnie opamiętał.
Podszedłem do niej, a ona z lekkim uśmiechem, pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła przed pokoik dla dzieciaka. Stanęła centralnie przede mną. Spojrzała mi w oczy i chyba wyczytała z nich strach, który ogarnął całe moje ciało.
- Nie masz się czego bać.
- Łatwo powiedzieć – szepnąłem po czym weszliśmy do pokoju.
Jess od razu zabrała małego od mamy. Chwilę z nim pochodziła i się uspokoił.
- Mamo… zostawisz nas samych? – skierowała wzrok na jej mamę.
- Tak, już wychodzę. Jakby coś to jestem na dole.
- Okej, dzięki – podziękowała i jej mama wyszła.
- Mogę? – zapytałem, wskazując głową na Nathana.
- Pewnie – odpowiedziała, ostrożnie mi go podając.
******
Rozdział taki sobie, ale ważne, że udało mi się ich chociaż po części pogodzić. Jeżeli macie pomysły na kolejny rozdział, możecie wysyłać je na moje gg: 40064266.
KATEGORIE: Bez kategorii
12 Komentarze
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz